Po nim nie ma już nic.
Na te wakacje czekali od wielu miesięcy odkładając na nie każde dodatkowe pieniądze. Kosztowało ich to wiele wyrzeczeń, więc dzień, w którym stawili się na lotnisku był wyjątkowy. Poprzedniego wieczoru matka dokładnie pakowała siebie, męża i ich roczną córeczkę. Ubrania, kosmetyki, zabawki. Nie mogło zabraknąć niczego, gdyż ich budżet nie pozwoliłby im na dodatkowe zakupy. To miały być wakacje ich życia. Pierwsze wspólne. Wsiedli do samolotu i zajęli swoje miejsca. Pełni emocji i nadziei. Myślami byli już na miejscu. Lot mijał im spokojnie, śmiali się, żartowali. Ich córeczkę pokochali wszyscy pasażerowie samolotu, była rozkoszna. Byli już prawie na miejscu, gdy usłyszeli okropny huk. Po nim nie było już nic…
Ojciec długo zastanawiał się zanim zgodził się na wyjazd żony za granicę. Wyjechała pracować, a jej siedmioletni syn spędził z nią swoje wakacje. Był szczęśliwy. Inny kraj, inne zwyczaje, inni ludzie. Masa zdjęć, przeżyć, pamiątek. Nie mógł doczekać się aż opowie o wszystkim ojcu. Nadszedł dzień ich powrotu. Oboje od rana podekscytowani. Ojciec wziął wolne w pracy, by móc odebrać rodzinę z lotniska. Wstał wcześnie rano, włączył telewizor. Gotował wodę na poranną kawę, gdy słyszał dobiegający z niego przerażający huk. Tępo spojrzał w ekran monitora, upadł na kolana. Wiedział, że nie ma już nic.
Szczęśliwa, przeciętna rodzina. Mama, tata i kochające się rodzeństwo. Niczym nie różnili się od mieszkających za ścianą sąsiadów. Oboje rodziców bez pracy, ale jakoś sobie radzili. Pech chciał, że mieszkali w złym miejscu, gdzie co chwilę słychać było echo przelatujących myśliwców. Przywykli, nie robiło to na nich takiego wrażenia, jak na początku.
Kolejny zwykły dzień, matka gotowała obiad dla swojej rodziny, ojciec oglądał telewizję. Rodzeństwo przebywało u znajomych kilka domów dalej. Tym razem dźwięk silnika samolotu był dużo wyraźniejszy. Matka wyjrzała przez okno. Jej serce zamarło. Widziała samolot, spadającą bombę. Widziała jak uderza w dom znajomych dziecka. Wybuch, okropny huk. Jej życie straciło sens. Biegła, biegła tak szybko, że nie mogła złapać tchu. Za nią mąż. Biegli oboje i chociaż trwało to chwilę- ten czas był dla nich wiecznością. Gdy znaleźli się na miejscu z budynku nie zostało już nic. Mnóstwo gruzu, jeszcze więcej gaszonych przez ludzi płomieni, które poddały się po jakimś czasie. Zapłakaną matkę przytula jej mąż. Trzęsą się oboje. Straż pożarna wchodzi do pozostałości po mieszkaniu. Po chwili wychodzą. W ciszy, a ich oczy są puste. Za nimi inni wynoszą ciała dzieci. Ojciec pada na kolana, matka całuje zwłoki swoich dzieci. Pamięta tylko huk…
To nie wydarzyło się naprawdę, wymyśliłam te historie na potrzeby postu. Jednak każdego dnia ma miejsce lawina podobnych przypadków. Chociaż czy można nazwać to przypadkiem? Codziennie w imię bezsensownej wojny ginie tysiące ludzi. Setki dzieci. Część z ludzi chowa swoje dzieci, które miały przed sobą jeszcze całe życie. Pozostali- to dzieci, osierocone, bez jakiejkolwiek szansy na normalną przyszłość. Często pozostawione same sobie.
Myślisz, że to nie Twój problem, że Cię to nie dotyczy. Przecież to tak daleko i nie możesz zrobić nic.
Uwierz- oni też tak myśleli.
Głód, bieda, śmierć.
Płacz, strach, zgrzyt zębów. Huk.
Po nim nie ma już nic.
W imię czego?
Nie rozumiem tego i nie chcę tego rozumieć; /
Popłakałam się.
Codziennie włączam telewizor, czy przeglądam internet. Każdego dnia natykam się na setki bezsensownych śmierci. Co raz częściej dramat dotyka właśnie Bogu ducha winnych dzieci.
Nie rozumiem, nie zrozumiem i jak napisała koleżanka wyżej- nie chcę zrozumieć. Chociaż? Może wtedy byłoby mi łatwiej?
Nie wyobrażam sobie co czuje matka chowająca własne dziecko… I to z jakiego powodu…? :(
Ludzie tracą człowieczeństwo..ot co..
:((((
No właśnie? W imię czego? ………
“To ludzie ludziom zgotowali ten los…”