Była kiedyś piosenka, której słowa pamiętam do dziś: “smutno mi, bo się najebałem, mama będzie krzyczeć, mamo, nie chciałem“. Dziś jednak nie o tym, nie upiłam się, nie mogę się upić i nawet nie w głowie mi alkoholowe sielanki. Nie miałabym sumienia, by nakarmić Kubę upojona alkoholem.
Zresztą, wcale nie mam ochoty się nim upajać. Bo po co?
Smutno mi, to ostatnie dni sierpnia, ostatnie dni wakacji, zapewne ostatnie dni w miarę znośnej pogody. A my jak rok temu leżymy w łóżku, głaszczę zakatarzonego Kubę po głowie. Nie pójdziemy już na plażę, nie porobimy babek z piasku, nie będziemy moczyć kamyczków w żółtym wiaderku napełnionym morską wodą. Zaraz wrzesień, później drugie urodziny Kuby- a ja wciąż nie mam wymarzonej świeczki w kształcie kotwicy. I zapewne nie będę jej miała, bo jej stworzenie jest niewykonalne dla wszystkich ludzi, których znam.
Smutno mi, że czas tak szybko ucieka. Brakuje mi godzin od momentu, w którym położę się nad ranem spać, do momentu, w którym wstaję. Od naszego powrotu z Gniezna Kuba budzi się wyjątkowo szybko i o słodkim leniuchowaniu do dziewiątej, ba, nawet do ósmej rano mogę jedynie pomarzyć. A było tak pięknie. Właśnie, było. Znów czas wszystko zabrał.
Źle mi, że pobyt w Gnieźnie zleciał tak szybko. Nie nagadałyśmy się z Moniką, nie mamy nawet wspólnego zdjęcia, a nasze dzieci też mają ich tylko kilka. Mimo tego na myśl o Monice i chłopcach rodzi się we mnie pozytywne uczucie, dziwne na swój sposób. I wiecie co? Obiecuję sobie, obiecałam też Monice, że z pewnością razem z Kubusiem odwiedzę ich w Gnieźnie raz jeszcze. Drogę już znamy, nawet z dworca do jej wieżowca trafimy sami. Pobliskie sklepy nie są nam już obce, nawet do Pepco trafimy, na pasaż i do Biedronki też. Wiemy już gdzie wyrzuca się śmieci i która piwnica należy do Moniki. Tym razem jednak naszą torbę raczej wyślemy kurierem, w obie strony. Przy sobie zostawimy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wygodniej będzie i łatwiej. Do dziś odczuwam skutki ciągnięcia sporej, niezwykle ciężkiej walizki, którą ledwo byłam w stanie podnieść. Na samą myśl o ponownym dźwiganiu Kuby bolą mnie ramiona. Na biodrach mam spore siniaki od walizki, przez co chwilami nie mogę się ruszyć, z bólu. Cieszy mnie jedynie, że ból pleców nie jest tak silny jak przedwczoraj, nie wytrzymałabym tego na dłuższą metę. Ponowny wyjazd do Moniki i chłopców planuję już teraz, w głowie. Widzę nas wszystkich razem, wiosną, spacerujących w stronę centrum handlowego, by chłopcy mogli pobawić się w mini basenie z piłeczkami. Widzę nas obie, siedzące w kuchni przy białym stole, obie przed monitorami naszych przedpotopowych laptopów, obie pracujące w pośpiechu po nocach, kiedy dzieci śpią. I wiecie co? Smutno mi, że to tak daleko.
Choć z drugiej strony lekko ponad trzysta kilometrów nie jest tragedią, kiedy pomyślę o Warszawie, czy Krakowie. To dopiero daleko. Za daleko, stanowczo. Wiecie, mieszkanie nad morzem ma wiele plusów, macie plażę, macie Bałtyk, latem nie musicie jeździć na wakacje. Co prawda nieziemsko wkurzacie się na wczasowiczów, którzy często utrudniają Wam życie, ale i tak lubicie to miejsce. Lubicie te ulice, znajome twarze na ulicy. Miejsce to ma jednak ogromną wadę, a jest nią odległość. Dalekość, choć dziwnie brzmi to słowo. Daleko do Gniezna, daleko do Krakowa, do Zakopanego jeszcze dalej. Mieszkając w centrum Polski nie ma się tego problemu- bo odległość do jej różnych zakątków jest szacunkowo podobna. Wtedy nie ma bliżej, nie ma dalej, jest prawie tak samo. A tu? Stąd wszędzie daleko, czasem nawet do marzeń.
Choć z nimi nie mamy ostatnio problemów. Naprawdę. Wiele spraw układa się po naszej myśli, tak jak szyderczo to sobie założyłam już jakiś czas temu. Ogromną radość czerpię z copywritingu, z tego co robię i z tego, że robię to sama. Nikt nie stoi nade mną, nie mówi co pisać, jak pisać, kiedy pisać. Mogę teraz więcej i chcę, jeszcze więcej. I staram się i mi wychodzi. Jesteśmy z Kubą szczęśliwi.
A i tak przyjdzie jakaś pizda i napisze, że Kuba to frajer i pizdowaty laluś, co go inne dziecko szkoły życia uczy. Nosz kurwa. Ciśnienie skacze, ale jest internet. Internet ma możliwości. Masz IP, masz już miejscowość. Nawet wiesz, gdzie mieszka anonim i jak wygląda jego dom. I co? I po chwili masz w dupie, bo nie warto sobie rąk w gównie moczyć. Wszystko oczywiście do czasu.
Taka śmieszna sytuacja- od wielu tygodni nosiłam się z zamiarem obcięcia grzywki. Moja ulizana na bok była już na tyle długa, że nawet lizanie jej już efektów nie przynosiło. Zmotywowałam się. Ubrałam Kubę, poszliśmy. Najpierw on, grzecznie, ale z dystansem. Przyszła moja kolej, obserwowałam długie pasma włosów spadające z mojej głowy i zrobiło mi się żal. Na koniec zobaczyłam siebie w lustrze i żal odszedł w zapomnienie. Wstałam następnego dnia z łóżka i miałam ochotę płakać nad tym, że zmuszona jestem użyć prostownicy. Taki ze mnie leń.
I smutno mi, bo maszyna trochę ucierpiała, choć nie wiem kiedy, jednak szyć nie mogę chwilowo. Właściwie mogłabym, tylko za leniwa jestem, by nici ręcznie nawlekać na tą małą, srebrną szpulkę wkładaną do gniazdka.
I noc jest taką dziwną porą, bo gdy skończysz pracę i chcesz pójść spać, to nie możesz zasnąć. Myślisz o kolejnych tekstach, o tym, o czym napiszesz rano. Myślisz o tym, gdzie zabierzesz swoje dziecko, jak urozmaicisz mu dzień i co zjecie na obiad. Myślisz o tym, co musisz kupić, by miał wszystko, czego potrzebujesz. Myślisz też o rzeczach, o których myśleć nie powinnaś. Zastanawiasz się, co by było gdyby było, ale nie ma i nie będzie, bo jest tak, jak jest. I masz to, czego chciałaś, masz to, czego pragniesz. I jest idealnie.
Smutno mi, bo jestem leniem, któremu nie chce się posprzątać zwiniętych w kulkę ubrań. Jestem leniem, któremu nie chce się nic. Jestem leniem, który mógłby cały dzień spędzić z dzieckiem na słodkim nicnierobieniu. I jestem takim leniem, który tak właśnie robi, choć słodki stan nicnierobienia nie trwa długo. Energia nam na to nie pozwala, oczywiście Kuby energia.
Jestem leniem, któremu nie chce się nic, po za przebywaniem z dzieckiem i pisaniem.
Więc siedzę, piszę, a Kuba śpi z wyciągniętymi rękoma do góry, obok mnie.
To chyba taka pora roku nadchodzi, że nam się nic nie chce. Mi również jest przykro, że wakacje praktycznie się już skończyły, że od wtorku wracam do pracy i że dzieci tak szybko rosną, ale z drugiej strony musimy się cieszyć, że mamy dla kogo żyć i kim się opiekować :) Głowa do góry, jutro będzie lepiej :)
Pionę przybijam….też jestem leniem…wielu rzeczy nie chce mi się robić i czekam aż na prawdę trzeba je zrobic- tu chodzi mi o sprzątanie, pranie, układanie ubrań…bo to co dziecku potrzebne do życia robię od razu :)
Jednym tchem przeczytalam Twoj wpis. Dobrze, że mamy dzieci, takiej energii jak one nie da nam nikt i nic. Też jestem leniem,ale na to leniuchowanie nie ma zbytnio czasu przy półtorarocznym brzdącu. Jestes silną kobietą, nie przejmuj sie nic niewartymi anonimami,którzy zwyczajnie zazdroszczą Ci tego, że masz Kubulka, że realizujecie marzenia i że po prostu jesteś szczęśliwa. ;*
Byłam we Władysławowie w sierpniu w ten dlugi weekend i tak wlasnie myslalam o Was, ze macie totalnie przechlapane w tych niekonczacych się korkach oraz tłumie ludzi : )
Noc jest możliwie najgorszą porą na przemyślenia! :)
Ps. Ślicznie wyglądasz!
Wkoncu ciebie znalazlam. :) pozdrawiam :) a co do końca wakacji jest mi z tym źle maz znowu w pracy caly dzien a ja sama z Xavierem w domu:( buu nie lubię tczewa nie lubię.
.
Fabulous, what a weblog it is! This weblog provides useful
data to us, keep it up.
This can lead to a lucrative seasonal business for you.
If you are giving wine or a wine gift basket, it is better to ask permission or get details regarding whether the person actually drinks (or might drink too much and not want temptation).
Corporate gift ideas are freely and widely available throughout.