I dlaczego tak wiele osób myli to pojęcie z niemającym z nim nic wspólnego bezstresowym wychowaniem?
Od pierwszych chwil życia Kuby karmiłam go piersią, spaliśmy razem, nosiłam go niemal całymi dniami i nocami, reagowałam na każde jego pisknięcie nocą. Mimo to, kiedy słyszałam hasło “rodzicielstwo bliskości” włos jeżył mi się na głowie automatycznie. Święcie przekonana byłam, że rodzicielstwo bliskości, to wychowanie przez zabawę, totalna samowolka i brak sprzeciwu przeciwko złemu zachowaniu dziecku. Naiwnie utrzymywałam, że przez rodzicielstwo bliskości wyrastają potem rozwydrzone dzieci, które uważają, że mogą wszystko i tyle samo im się należy. Oczy otworzyłam dopiero jakiś czas temu i… Strasznie mi wstyd. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że bezstresowe wychowanie, a rodzicielstwo bliskości to dwie zupełnie różne sprawy. Odczuwam wstyd również dlatego, że jak się okazuje- mimo mojego wewnętrznego sprzeciwu, sama stosuję tą metodę wobec mojego Kuby od sekund jego życia.
Co to jest rodzicielstwo bliskości?
Termin “rodzicielstwo bliskości“, po raz pierwszy użyty został przez lekarza pediatrę Williama Searsa, który określił w ten sposób rodzicielstwo oparte na zasadach teorii przywiązania w psychologii rozwojowej. Mowa o tym, że relacje rodziców z dziećmi tworzą niezwykle silną więź emocjonalną, która w przyszłości rzutuje na całe życie dziecka. Takie świadome rodzicielstwo znane jest już od najstarszych czasów, dopóki nie pojawili się pseudo-specjaliści ze złotymi radami na temat wychowywania dzieci. Wspominałam już, że nigdy nie przeczytałam książki związanej z wychowywaniem dzieci? Jedyne co miałam w ręce z tematyki czysto rodzicielskiej, to mini poradnik o przebiegu ciąży i porodu, który otrzymałam od położnej, gdy byłam jeszcze w ciąży.
Siedem zasad rodzicielstwa bliskości.
1.Bliskość od porodu.
Miałam to szczęście rodzić naturalnie, więc od razu po pojawieniu się na świecie Kuba spoczął na moim ciele. Malutki, różowiutki, pomarszczony. Płakał jak mały kotek i taki przydomek otrzymał od wszystkich pielęgniarek i położnych. To była miłość od pierwszego wejrzenia, bezgraniczna. Jedyna chwila, kiedy nas rozdzielono, to czas w którym Kuba był mierzony i ważony, a mnie szyto. Później byliśmy nie rozłączni, wszystkie badania odbywały się przy mnie. Od tamtej pory byliśmy razem już zawsze.
2. Karmienie piersią.
Nie przewidywałam innej możliwości już będąc w ciąży. Uparłam się, że będę karmić, mimo tego, że moja mama karmiła mnie przez niezwykle krótki okres czasu. Na początku nie było lekko, o czym pisałam chociażby w popularnym wpisie “Przestań karmić!“, ale pokonaliśmy wszystkie przeszkody, ponieważ oboje tego chcieliśmy. Oboje też chcemy tego również teraz i dlatego nie planuję odstawiać Kuby od piersi. Chwil, w których Kuba pije mleko i patrzy mi głęboko w oczy z uroczym półuśmiechem na twarzy nie zamieniłabym na nic innego.
3. Noszenie dziecka.
Od początku byliśmy ze sobą blisko i Kuba zasypiał głównie na moich rękach, bądź przy piersi. Mimo to, nawet kiedy spał mogłam nosić i kołysać go godzinami. I robiłam to czując, że daje mu to ogromne poczucie bezpieczeństwa. Nosiłam Kubę nawet wykonując różne obowiązki domowe, tłumacząc mu co robię. Jakiś czas również nosiliśmy się w nosidle ergonomicznym, jednak moje ciało nie wytrzymywało tak rozłożonego obciążenia i wróciliśmy do użycia rak.
4. Spanie blisko, lub z dzieckiem.
Temat kompletnie bezdyskusyjny. Kuba w swoim łóżeczku od momentu powrotu ze szpitala spędził może dwie noce, oczywiście tylko teoretycznie, ponieważ przez większość czasu leżal ze mną i zasypiał przy piersi, bądź jadł. Obojgu było nam tak dobrze, więc spaliśmy razem. To przyszło instynktownie. Nie bałam się, że przygniotę go we śnie, nawet nie przeszło mi to przez myśl. Ufałam sobie i swojej miłości do syna. Dlatego wszelkie kampanie, porównujące spanie rodzica z dzieckiem do sytuacji, w której dziecko śpi z nożem jest totalnie absurdalne i wręcz głupie. Dodatkowo kampania strasznie mnie drażni i gdy tylko usłyszę gdzieś jakieś jej wspomnienie, zaraz podnosi mi sie ciśnienie. Teraz też śpimy razem. Mamy osobne łóżka, pozbawione boków i przystawione do siebie. Sporo miejsca, jednak osobno, ale wciąż razem.
5. Płacz to nie manipulacja.
I nigdy nie podchodziłam do tego w ten sposób. Często słyszalam “płacze, bo chce na ręce“, czy “płacze, bo chce cycka“, “poczekaj, zaraz przestanie” i nigdy nie mogłam tego słuchać. Nie wierzę, że kilkutygodniowe dziecko jest zdolne do manipulacji. Skoro dziecko płacze, to znaczy to jedynie, że jest mu źle i woła o pomoc, woła najbliższą sobie osobę i w tym przypadku byłam to ja. Gdy tylko brałam Kubę na ręce po chwili się uspokajał. Moi rodzice mówili, że reagując na każdy jego płacz nigdzie się później nie ruszę. Ja nie zamierzałam się ruszać, chciałam tylko ukoić ból mojego dziecka, bez względu na wszystko. Skoro dziecko przestaje płakać za każdym razem, kiedy mama weźmie je na ręce, świadczy to o tym, że zwyczajnie czuje się u niej bezpiecznie i potrzebuje jej bliskości. Płacz dziecka to nie wymusza, nie kaprys. To wołanie.
6. Unikanie treserów dzieci.
“A zostaw go, niech się wypłacze”- pewnie, niech krzyczy i płacze, a ja będę zimną suką, która z premedytacją będzie siedzić i patrzeć na cierpienie swojego dziecka. Dziecko “powinno” to, musi robić “tamto“, gdzie się nie obracałam tam jakaś chora, złota rada, która nijak miała się do mojego sposobu na wychowanie Kuby. “A niech robi co chce“- to właśnie bezstresowe wychowanie. “A nich weźmie, a niech dotknie, a niech…“- pewnie, niech dwulatek, czy czterolatek robi co tylko chce, a w przyszłości wejdzie i za przeproszeniem nasra nam na głowę. Sorry, nie mój klimat.
7. Równowaga.
Poświęcając się dziecko mamy często zapominają o sobie i swoich potrzebach. Samotne rodzicielstwo początkowo wymagało ode mnie dwóch par oczu i dwóch par rąk, dlatego chwilami kompletnie zapominałam o sobie i swoich potrzebach. Było tak mimo tego, że było to samotne macierzyństwo z wyboru, nie z musu. Priorytetem było zapewnienie Kubie wszystkiego czego potrzebuje, reszta nie miała znaczenia. Nie bałam się czasem poprosić o pomoc z zewnątrz, jeśli była taka potrzeba. Jeże Kubie niczego nie brakowało i ja byłam szczęśliwa, pozornie. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że muszę zrobić również coś dla siebie. I robię- bloguję, szyję, składam teksty, z czego czerpię ogromną satysfakcję. Teraz szczęsliwi jesteśmy oboje, tak naprawdę.
Lżej mi. Przed samą sobą szczególnie, bo wiem, że mój sposób na wychowywanie Kuby nie jest niczym dziwnym, to po prostu świadome rodzicielstwo, odpowiedzialne rodzicielstwo, a przede wszystkim aktywne rodzicielstwo. Nieważne, czy to rodzicielstwo bliskości, czy rodzicielstwo miłości. Nieważna jest nazwa. Ważna je miłość, a jej na pewno nigdy nam nie zabraknie!
O kurcze, chyba i mi otworzyłaś oczy. Podobnie żyje z moją 3-miesięczną córeczką i też myślałam, że rodzicielstwo bliskości to to samo, co bezstresowe wychowanie. Bardzo potrzebny post, dzięki za niego! ;) Pozdrawiam i spokojnej nocy!
A ja powiem tak: synek nigdy z nami nie spał(no może kilka nocy, sporadycznie)
Piersią karmilam krótko (niestety). Nie zawsze reagowałam na płacz syna odrazu(po prostu nie zawsze miałam taką możliwość)
Zostawiłam go płaczacego z babcią lub nianią (musiałam iść do pracy) ale NIGDY nie Zostawiłam go gdy potrzebował się przytulić. Codziennie wiele razy mowie mu ze go kocham, daje buziaki, przytulam, każdego wieczoru siedzę obok łóżka i czytam bajki. Co ranno synek przuchidzi do naszego łóżka i leży z nami przez około godzinę zanim wstaniemy. Czy to nie rodzicielstwo bliskości? Co złego jest w tym ze gdy synek był nirmowlakiem nauczyłam go zasypiac samodzielnie, przesypiac całe noce czy tegi ze nie zawsze będę na jego zawołanie? To tresura?
A ja powiem tak: synek nigdy z nami nie spał(no może kilka nocy, sporadycznie)
Piersią karmilam krótko (niestety). Nie zawsze reagowałam na płacz syna odrazu(po prostu nie zawsze miałam taką możliwość)
Zostawiłam go płaczacego z babcią lub nianią (musiałam iść do pracy) ale NIGDY nie Zostawiłam go gdy potrzebował się przytulić. Codziennie wiele razy mowie mu ze go kocham, daje buziaki, przytulam, każdego wieczoru siedzę obok łóżka i czytam bajki. Co ranno synek przuchidzi do naszego łóżka i leży z nami przez około godzinę zanim wstaniemy. Czy to nie rodzicielstwo bliskości? Co złego jest w tym ze gdy synek był niemowlakiem nauczyłam go zasypiac samodzielnie, przesypiac całe noce czy tez ze nie zawsze będę na jego zawołanie? To tresura?
Świetny post! :)
Tak byłam wychowywana ja. Moja mama była nieugięta. “Życzliwi” wywierali na niej presję mówiąc, że wychowa “to” czy “tamto” postępując ze mną w ten sposób. Tak samo wychowywała mojego brata. Teraz mamy z nią (i ze sobą) idealny kontakt – być może dlatego, że takim zachowaniem nauczyła nas kochać i okazywać te uczucia. Dzięki takiemu rodzicielstwu powstaje więź, której nikt nie będzie w stanie zerwać. A jeśli komuś przeszkadza “rodzicielstwo bliskości” to bardzo mu współczuję, bo oznacza to, że boi/wstydzi się okazywania uczuć i jest cholernie nieszczęśliwym człowiekiem, który wychowa… nieszczęśliwe dziecko.
Pozdrawiam Was :*