Dziś mija dwadzieścia sześć miesięcy odkąd jesteśm razem. Dwadzieścia sześć najpiękniejszych, najintensywniejszych miesięcy w moim życiu.
Mówi się, że macierzyństwo zmienia kobietę. Kształtuje jej światopogląd na nowo, weryfikuje wszystko w co wierzyła do czasu porodu. Niektórzy upierają się również przy tym, że ciąża i poród nieodwracalnie zmieniają rysy twarzy. Gdyby jeszcze trzy lata temu ktoś powiedział mi, że bycie mamą sprawi mi w życiu największą przyjemność- z pewnością zostałby przeze mnie wyśmiany w brutalny sposób. Gdyby ktoś powiedział mi, że pokocham jakiekolwiek dziecko, że będę miała własne- płakałabym ze śmiechu. A teraz? Nie wyobrażam sobie życia bez tego zbuntowanego dwulatka.
Kuba zmienił dosłownie wszytko w moim życiu, od priorytetów zaczynając, po znajomościach kończąc- jesteście ciekawi, co wydarzyło się w ciągu ostatni dwudziestu sześciu miesięcy?
Ból to pojęcie względne.
Przed ciążą potrafiłam płakać z powodu bólu towarzyszącego miesiączce. Ciarki przechodziły moje ciało kiedy skaleczyłam się nożem. Myślałam, że badanie ginekologiczne jest szczytem cierpienia. Teraz wiem, że nie ma nic gorszego od bólu porodowego, oraz temu, który towarzyszy skurczom podczas porodu właściwego. W życiu nie powtórzyłabym tego z własnej woli, jednak teraz to taki mój mały straszak. Kiedy się skaleczę, uderzę małym palcem o szafkę, czy nadepnę na lego- zamiast rzucać epitetami pod nosem, staram się szybko przypomnieć sobie bóle porodowe. Działa szybko i konkretnie. Polecam! Jedynym z czym nigdy nie potrafiłam wygrać, był ból zęba i to pozostało niezmienne do dziś.
Weryfikacja znajomości.
Przed ciążą otaczałam się wianuszkiem koleżanek. Codziennie niemal poznawałam nowych ludzi podczas suto zakrapianych spotkań towarzyskich. Nie liczyłam się z uczuciami ludzi właściwie w żaden sposób. Kiedy byli mi potrzebni, byli przy mnie, a kiedy ich rola się skończyła, kończyła się też bliższa znajomość. Brzmi okrutnie, wiem, ale tak właśnie było, taka byłam ja. Po urodzeniu Kuby moje wszystkie znajomości zweryfikowały się samoistnie. Początkowo napływała falagratulacji od ludzi, z któymi nie utrzymywałam kontaktu od lat. Każdy zdawał się początkowo cieszyć moim szczęściem i pragnął znać jak najwięcej szczegółów z życia osobistego. A tym nie lubiłam się dzielić, zresztą do tej pory tak jest- uwierzcie, że to co czytacie na blogu, to tylko niewielki zalążek całości. Podkreślam to, ponieważ wiem, że znajdują się osoby, które twierdzą, że znają mnie, bo czytają mój blog. Otóż nie. Tak naprawdę, tak blisko, tak szczerze znają mnie trzy osoby z realnego świata: Magda, Malwina i Natalia. Z nimi utrzymuję kontakty od wczesnego dzieciństwa. W świecie wirtualnym przewinęło mi się setki pseudo-przyjaźni, jednak ostatnie miesiące burzliwie je zweryfikowały. Mam tak, że gdy jakoś podświadomie czuję, że ktoś nie jest ze mną do końca szczery i może robić mi bagno za plecami- automatycznie się wycofuję, bez żadnych szczególnych wyjaśnień. Zamiast wianka internetowych koleżanek mam jedną, której ufam bezgranicznie i która podczas kilku długich miesięcy znajomości dowiedziała się o mnie więcej niż wiele osób, które znały mnie latami w realnym świecie. Mowa oczywiście o Honoracie.
Sen jest dla słabych!
Zawsze byłam śpiochem. Wierzcie lub nie, jednak kiedy byłam w ciąży potrafiłam wieczorem zasnąć załóżmy o dwudziestej trzeciej, a na dobre wstać z łóżka około szesnastej. Taka już uroda mojego organizmu- potrzebuje naprawdę sporej dawki snu, bo inaczej nie funkcjonuje normalnie. Przed samymi narodzinami Kuby cierpiałam na ogromną bezsenność, co przyprawiało mnie o gwałtowne napadły złości. Zresztą same wiecie, kobieta w ciąży- homony i te sprawy. Teraz, po dwudziestu sześciu miesiącach macierzyństwa wiem, że aby się wyspać, nie potrzebuję już kilkunastu godzin snu. Całkowicie zadowalam się nawet trzema godzinami intensywnego snu. Owszem, budzę się niewyspana i czasem umieram potem przez cały dzień, ale przywykłam do tego, a nawet to lubię.
Kawa nie musi być gorąca!
Odkąd pamiętałam, kochałam smak gorącej kawy. Czarna, rozpuszczalna, mocna, idealna. Nie rezygnowałam z niej nawet do siódmego miesiąca ciąży. Na samą myśl o letniej kawie dostawałam mdłości, a gdy wyobrażałam sobie, że miałabym wypić kawę z mlekiem- automatycznie wszystko podnosiło mi się do góry. A teraz? Codzienie wypijam minimum trzy kubki kawy Inki, oczywiście pół na pół z mlekiem, co by za gorąca nie była! Mało tego, teraz zadowalam się nawet połową tej kawy, bo co raz częściej zdarza się, że Kuba dobiera mi się do kubka.
Wrażliwość.
Wzruszam się zdecydowanie częściej, niż przed narodzinami Kubulka!
Dawanie prezentów jest super.
Nigdy nie lubiłam dawać prezentów, nie umiałam ich dobierać. Nawet wybierając sie na czyjeś urodziny miałam problem z doborem i zakupem prezentu, nie kręciło mnie to po prostu. Wolałam kupić butelkę dobrej wódki, niż wysilać się i skupiać na czymś bardziej kreatywnym. A teraz? Sama szukam jakiejkolwiek okazji, by tylko podarować coś mojemu Kubie. Ostatnio usłyszałam od pewnej znajomej, że Kuba ma sporo więcej zabawek od jej dziecka i ona naprawdę nie rozumie, po co chce kupować Kubie nowe, podczas gdy inne dzieci nie mają nawet na lizaka. Możecie sobie wyobrazić jak się we mnie zagotowało. Skoro mam możliwość, by sprezentować coś swojemu dziecku, to dlaczego nie? Mam nie kupować mu nic tylko dlatego, że w tym samym czasie inna mama nie może kupić swojemu maluchowi nawet lizaka? Kiedyś skwitowałabym to stwierdzeniem, że lizaki psują zęby. Dziś powiem tyle, że los jest przewrotny i jutro ja mogę nie mieć na tego przysłowiowego lizaka. Teraz mogę coś kupić Kubie, ale dostać dla niego przy okazji różnych współprac- więc korzystam z tego jak tylko mogę, bo radość na tej małej buźce jest po prostu bezcenna!
Przytulanki.
Wyobraźcie sobie, że kiedyś nie lubiłam się przytulać. Naprawdę. Powodowało to we mnie uczucie swojego rodzaju wstrętu i niezadowolenia. Teraz zdarza mi się, że pół dnia spędzamy z Kubą na przytulaniu się i napawdę nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej.
Csssi, moje!
Zabrzmi może okrutnie, ale nauczyłam się tak cichutko otwierać opakowanie Kinder Maxi King, by nie obudzić spiącego obok Kuby. To nasz ulubiony przysmak, który moglibysmy zjadać tonami.
Czas.
Zaczęłam dostrzegać jego bezlitosny upływ. Dopiero co rodziłam swojego syna, dziś kończy dwadzieścia sześć miesięcy. Ani sie nie obejrzę, a będzie pięciolatkiem biegnącym do zerówki. Jestem tym faktem naprawdę przerażona i zdarza mi się uronić łzę z tego powodu. Czasem nawet dwie, a czasem i dziesięć.
Egoizm.
Kuba i jego potrzeby są zdecydowanie na pierwszym planie. Mój egoizm spadł do tego stopnia, że wolę kupić jemu setną zabawkę, czy kolejną parę legginsów z Zary, niż sobie spodni, których zdecydowanie brakuje mi w garderobie!
Miłość.
Po urodzeniu Kuby zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nigdy nikogo przed nim nie kochałam. Czasem wydawało mi się, że prawie. Czasem wydawało mi się, że kocham naprawdę, ale co to za miłość, skoro przestałam ją odczuwać? Kubę pokochałam, ot tak, bez żadnego powodu. Bezgranicznie, bezapelacyjnie, bezkompromisowo. O tej miłości mogłabym pisać całe dnie, całe noce, a mimo tego ciągle brakowałoby mi odpowiednich słów. Mamy tylko siebie, a może właściwie aż siebie, bo to bardzo wiele. Niektórzy nie mają nikogo. Wiecie, wiem tylko, że jesli kiedyś zdarzy się tak, że pokocham jakiegoś faceta chociaż w ćwierci tak mocno, jak kocham swoje dziecko- będzie on najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Jednak w tym momencie nie jest to możliwe.
Bezinteresowność.
Do niedawna to słowo było mi zupełnie obce. Nie kręciło mnie pomaganie innym, robienie czegoś “za darmo”. Teraz ściągam mojemu dziecku niebo pod stopy nie oczekując niczego dla siebie. Kocham go uszczęśliwiać, kocham kiedy na jego twarzy pojawia się uśmiech, ot tak.
Pobudka.
Kiedyś myślałam, że najpiękniejszy poranek to taki, w którym nie zadzwoni budzik. Dziś wiem, że najpiękniejszy poranek to taki, kiedy moje dziecko budzi mnie całusem, wtula się we mnie i słodkim, zaspanym głosem mówi: “cześć mama“.
Sens życia.
To największa, najbardziej odczuwalna zmiana. Opowiadałam Wam już kiedyś jak było, jak było źle, tragicznie, a wręcz katastrofalnie. Opowiadałam Wam o tym jak Kuba uratował mnie przed zgubą. Dzięki niemu mam po co żyć, sprawił, że znów sie uśmiechał, że tak naprawdę chcę żyć. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym teraz odejść. Chcę żyć długo, chcę patrzeć jak dorasta i spełnia swoje marzenia.
KOCHAM CIĘ.
Dopiero teraz wiem, jak niezwykle potężną moc mają te dwa proste słowa.
Mogłabym wyliczać godzinami, całymi dniami i nocami. Tak wiele we mnie teraz miłości do mojego dziecka, że czasem nie mogę znaleźć dla niej odpowiedniego ujścia. Kocham tak bardzo, że czasem wydaje mi się, że zaczynam dusić sie tą miłością. Wtedy przychodzi on, rzuca mi się na szyję, całuje mnie w usta i kładzie swoją główkę na mojej piersi. Wtedy wiem, że lepiej być nie może. Jest idealnie.
Mam wrażenie,że czytałam już podobny wpis u Ciebie.
Chyba mylne :>
Piękna milosc matczyna…ale czy jak bedzie juz męzczyzną ty nie bedziesz go sobie zawlaszczac? Czasem kobiety mówiac “Mój mały mezczyzna”, ” mamy tylko siebie” chlopiec musi czerpac wzorce od jakiegos mądrego, dobrego mezczyzny. Kiedys byc moze nie zechcesz zostac sama, nie pozwolisz mu na bycie szczesliwym z kobieta ktora pozna, pokocha… ? Dusisz sie miloscia jak sama mowisz, dziwne to takie trochę, piszesz “caluje mnie w usta, przytula sie do piersi” moze w ten spsoob sobie probujesz rekompensowac jakis zwiazek ktory nie wyszedl.
Agato, aż mnie zamurowało analizując Twój tok myślenia, serio. Nie wiem, czy doczytałaś gdzieś, czy jesteś tu pierwszy raz, ale Kuba nadal karmiony jest piersia i nic dziwnego, że przytula się do swojego mleka.
Po za tym, właśnie wychowuję Kubę dla innej babki, a nie dla siebie.
Tekst przepiekny a co do komantarza Pani Agaty to ujela to Pani tak jak by molestowala swoje dziecko! Ja pindole,jaka wyobraznia
Kurde, tez mam synka, prawie dwuletniego i mimo, ze nie jest karmiony piersia kladzie mi sie na nie, tez caluje mnie w usta, a zaznaczam-mam partnera.. dziwny i moim zdaniem nietypowy tok myslenia.. co do Twoich wpisow Karola-jak zwykle poruszajacy i prosto z serducha, chociaz jak mogloby byc inaczej, skoro u boku ma sie najwspanialszy cud swiata- dziecko. / marlena
Cóż… Widocznie NIEKTÓRZY oceniają może innych swoja miarą? ;)