Ciągle, ciągle tę melodię gram, gdy słyszę ją to dobry humor mam. Coś mnie ciągle do lansu, gdy poczuję lans, to nie mogę wyjść z transu. Tutururu turururututu.
Ostatnimi czasy zaniedbałam bloga. Zaczęło się niewinnie: “oj tam, opublikuję jutro!“, później było już “nie chce mi się, jutro…” i tym sposobem na blogu od kilku dni zrobiło się co najmniej dziwnie. Możliwe, że tego nie zauważyliście, bo mimo wszystko tłumnie zaglądaliście tutaj drzwiami i oknami. Ja jednak widzę różnicę i nie daje mi to spokoju. Jednak z racji tego, że najfajniejsze wpisy zostawiłam sobie w szkicach na przyszły rok (aaa, to już za dwa dni!), postanowiłam uraczyć Wam czymś, czego dawno na blogu nie było. I niech Was wstęp nie zwiedzie, bo o lansie dziś wpisu nie będzie. Opowiem Wam co u nas.
Święta upłynęły szybko i spontanicznie. W drugi dzień Świąt przejechaliśmy blisko cztery godziny samochodem, by odwiedzić rodzinę mieszkającą w okolicach Kołobrzegu. Kuba ku mojemu zaskoczeniu świetnie zniósł podróż. Chwała temu, kto wymyślił leciutkiego Samsunga ATIV Book 9 Lite i Świnkę Peppę. Syn mój dość powiedział dopiero po ponad trzech godzinach, kiedy dojeżdżaliśmy już do celu. A droga łatwa nie była, pierwszy dzień śnieżnego puchu, gęsta śnieżna mgła.
Pamiętacie jak rok temu opowiadałam Wam o reakcji Kuby jak śnieg? Gwoli przypomnienia- płakał, nie chciał dotykać butami śniegu, a samodzielnie chodził tylko tam, gdzie śniegu nie było, bądź był bardzo zasypany piaskiem. Miałam nadzieję, że w tym roku będzie inaczej. I jest inaczej. Dziś kiedy spacerowaliśmy, Kuba prowadził mnie po największych zaspach. Biegliśmy uśmiechnięci od ucha do ucha. To takie chwile, kiedy nie wyciągam aparatu, a najpiękniejsze wspomnienia zachowuję w sercu. A mogłam, mogłam zatrzymać się, zrobić mu kilkanaście zdjęć i wrzucić je tutaj. Wolałam jednak trzymać mojego syna za rękę i biegać z nim po zaspach. To z pewnością sprawiło mu większą radość. Na tyle, że później opowiadał domownikom o tym jak biegał po śniegu.
W sylwestrowy poranek Kubuś ma wizytę u dentysty. Kolejna próba wstawienia stałej plomby. Tym razem zamierzam go przekupić. Czym? Jakimś drobiazgiem zapakowanym w ładny, świąteczny papierek. Wie już, że u dentystki czeka na niego kolejna paczuszka od Mikołaja. Wie tez, że jeśli pozwoli sobie wstawić plombę (boi się odgłosu wiertełka), to dostanie tą paczuszkę. I szczerze? Gdzieś mam, że przekupstwo jest mało wychowawcze. Niech mnie zjedzą, zdepczą, ale tak- zamierzam przekupić własne dziecko. W imię plomby. A idąc dalej w imię moich piersi, które cierpią drapane przez rozwiercone kiełki. W imię pieniędzy wyrzucanych co tydzień w błoto na tlenki i fleczery.
Sylwestrową noc spędzamy z Kubusiem w domu, tak jak rok temu. Nie mam nikogo ważniejszego, komu chciałabym złożyć życzenia o północy. Kupiliśmy już nawet całkiem spory zapas zimnych ogni, bo aż dziesięć pudełek, a w każdym z nich po dwadzieścia sztuk. Leżą od tygodnia i czekają na swój wielki dzień. Wszystkie nie doczekają, ponieważ Kuba błagalnymi oczami prosi mnie co kilka godzin o zapalenie jednego.
Nowy Rok zaczniemy więc spokojnie, a co najważniejsze razem. Mam zamiar utrzymać Kubę na nogach tak długo, jak będzie to możliwe, tylko po to, by porządnie się wyspać i noworoczny poranek powitać w pełni sił. Mówi się, że jaki Nowy Rok, taki cały rok i choć kiedyś sama nie wierzyłam w tego typu przesądy- w tym roku przekonałam się na własnej skórze. Już pierwszego stycznia mijającego roku usiadłam do maszyny i uszyłam Kubie spodenki, kominek. Wtedy byłam zachwycona, a dziś z perspektywy czasu śmieję się z powstałych dziwactw. Bądź co bądź, przy maszynie siedziałam cały rok. Siedziałm dziś, w konsekwencji czego mój laptop dorobił się cieplutkego wdzianka. Z pewnością usiądę do niej również jutro.
Już w styczniu pojawimy się z Kubą w Warszawie, do której zawiezie nas Pendolino. Nie omieszkam zdać Wam relacji, dlatego już dziś zalecam zaobserwować nasz profil na Instagramie (klik). Nigdy nie byłam w Warszawie, dlatego jeszcze bardziej cieszę się, że zobaczę ją razem z Kubą. Znów zobaczymy sięz Moniką i z Filipem. Najbardziej jednak cieszę się na Honoratę. Honorata jest osobą, która w minionym roku miała chyba największy wpływ na moje życie i zmiany, które w nim nastąpiły. Pomogła mi w spełnieniu kilku marzeń i liczę na to, że tak pozostanie. Razem znajdziemy się w paszczy lwa, ale możecie być pewni, że nie pozwolimy się zjeść. Ani w kawałkach, ani w całości. Nikomu.
Dziękuję Wam za cały miniony rok. Za każdy komentarz, każdą wiadomość, każde wejście i udostępnienie. Za każdy znak, że jesteście. I dziś, tak samo jak rok temu- mam nadzieję, że zostaniecie i przybędzie Was jeszcze więcej. Mogłabym napisać, że życzę Wam sukcesów i pieniędzy, ale nie. Nie życzę Wam tego. Życzę Wam zdrowia, bo to ono powinno być numerem jeden na każdej liście życzeniowej. Kiedy jesteśmy zdrowi- nasze działania nie mają granic, a jedynym co nas ogranicza jest nasza wyobraźnia. Możliwe jest wszystko, jeśli tylko bardzo tego chcemy. Kiedy tracimy zdrowie- tracimy wszystko.
Szczęśliwego Nowego Roku! Widzimy się w przyszłym roku!
I Tobie również zdrowia na ten 2015! Obojgu Wam. :)) Swoją drogą, Kubuś chyba długo nie chorował, prawda?
Od wakacji! <3
Takie wpisy lubię naj!
Szczęśliwego. :*
sponge bob! :)
Jak najlepszego Nowego Roku:* a w nim się poznamy:) Już nie mogę sie doczekać :)
A rzeczywiście!!! :)))
;)
U nas też Świnka Peppa wymiata…
Szczęśliwego Nowego Roku!
Peppa to jedyna bajka jaką z zaciekawieniem obejrzała moja córka :)
:)
Nasza polska Arielko, duuuużo zdrówka dla Ciebie i dla Przystojniaczka! Oby ten rok był dla Was jeszcze piękniejszy. Chcę tu wracać co chwilę w 2015 i czytać o tym jacy jesteście szczęśliwi! :)
:*
Mój synek też ma dwa lata i uwielbia oglądać na You tube jajka niespodzianki :) albo wyścigi samochodowe.Już nie raz uratowało nam to spokój podczas długich tras :)
Jajka niespodzianki na YouTube? Co to?