Każda z nas ma gorszy dzień. Taki, kiedy wszystko jest na “nie”, a świat zdaje się być przeciwko nam. Dzień, w którym szklanka wypada z rąk, prostownica pali nam czoło i łamie sie paznokieć. Czasem mam taki dzień, że jedynym o czym marzę jest cisza, która otula mnie, kiedy Kuba już zaśnie.
Od kilku dni Kuba nieźle daje mi w kość i przy okazji pewnie także sobie samemu. Ciężko go zadowolić i ciężko się z nim porozumieć. Gdyby mógł całe dnie spędzałby przy mojej piersi pijąc mleka i nie jadł nic po za tym. Ma taki okres, że płakałby ciągle, krzyczał i robił wszystko to, czego robić nie powinien. Nie chodzi tu o to, że ma wiele zakazów, a o to, że przykładowo wkładanie palców do kontaku, czy wylewanie kremu na podłoge- to nie są najlepsze pomysły.
Dzisiejszy dzień był apogeum. Mnie dopadły te straszne dni, więc dodatkowo mojej ciśnienie kręciło się dziś na nieco wyższych obrotach. Kuba krzyczał, piszczał, rzucał zabawkami o ścianę. Jedną zepsuł, więc płakał jeszcze głośniej. Nie pomógł blisko dwu-godzinny spacer, nie pomogło też milczenie. W pewnym momencie, kiedy zostaliśmy sami w domu- pękłam. Rozpłakałam się i powiedziałam sobie “dość”. Nie miałam już siły. Mimo, iż z moich oczu płynęły bardzo ciche łzy- Kuba dostrzegł je niemal natychmiastowo. Przybieł, rzucił mi sie na szyję, a w tym momencie poczułam ogromną ulgę i łzy poleciały jeszcze mocniej. Wytłumaczyłam Kubie, że jego zachowanie sprawia mi przykrość, że chciałabym, aby jadł posiłki. Opowiedziałam mu o tym, jak lubię, kiedy się uśmiecha i jak mi smutno, kiedy krzyczy i płacze. Kuba niemal ze łzami w oczach powiedział: “mama, nie pać, nie, Buba dziećni!“, po czym mocno się przytulił. Dostałam te buziaka, a Kuba sam zaczął zbierać porozrzucane dosłownie po całym domu zabawki. Kiedy skończył, powiedział, że chce iść się kąpać. Dałam mu więcej czasu niż zawsze na zabawę gumowymi zwierzątkami. Osuszyłam go, ubrałam, usiedliśmy na łóżku. Przytulił się, a ja głaskałam jego wilgotne włosy. Po kilku minutach usnął.
Otula mnie ta wymarzona cisza. Wypełnia mnie. A wcale nie chce mi się spać, nie chce mi się pracować. Siedzę i spoglądam na tą małą, nieskalaną troskami buźkę. I uświadamiam sobie, że tak naprawdę niewiele jeszcze wiem, podobnie jak Ty. Mimo, iż zapewne obu nam się wydaje, że o wychowaniu dzieci wiemy już wszystko- nie wiemy nic. Wiemy jak nauczyć dziecko siadać, wstawać, chodzić, biegać i mówić. Wiemy jak zachęcić je do jedzenia i jak sprawić, by na twarzy zagościł szczery, ogromny uśmiech. A po za tym? Nie wiemy nic.
Może jutro będzie jeszcze cięższy dzień? A może powtórzy się sielaknka z minionego wieczoru? Nie wiem, Ty też nie wiesz. Wiem jednak, że mój dwulatek na pewno nie raz jeszcze mnie zaskoczy. Tego mogę być pewna, jak pewna jestem ogromnej miłości jaką go darzę. I kocham ten jego pomarszczony nos, kiedy się złości. Kocham język, który wytyka mi na przekór. Kocham te szczerzące się ze szczęścia białe ząbki. Kocham te małe rączki, które wtulają się we mnie przed snem.
Mimo, że czasem mam dość, tak jak dziś. Nie zaminiłabym swojego życia. Za nic. Na nic.
Świetnie to wszystko obrałaś w słowa, aż mi się łezka w oku zakręciła!
Mam nadzieję, że nie popłynęła? :)
Oj tak, to prawda, nasze dzieci jeszcze nie raz nas zaskoczą i mimo tego, że wiemy już wszystko, tak naprawdę nie wiemy zbyt wiele. ;) Ściskam i wesołych Świąt, Paulina.
Dziękujemy, wszystkiego dobrego.
;)