Wpis należy potraktować z ogromnym przymrużeniem oka, ma on charakter zdecydowanie humorystyczny.
Dlaczego chcę napisać o tym, jakie możliwości daje bycie samodzielną mamą, a nie o tym, jakie możliwości daje bycie mamą ogólnie? Ponieważ nie wiem, jak wygląda bycie mamą w normalnym związku, stąd również nie mam pewności, czy zawsze wygląda to tak samo.
Czujesz się wyjątkowa i…
To nie podlega nawet dyskusji. Chcąc nie chcąc Twoja samoocena mocno się podkręca, kiedy jesteś sama z dzieckiem. Dlaczego? Dlatego, że ona bardzo Cię kocha i na każdym kroku uświadamia Cię w tym, że jesteś po prostu najlepsza. To Ciebie rano budzi buziakiem i jakże czasem denerwującym “mama wstać!”, a jeśli nie zareagujesz odpowiednio (czytaj: nie wstaniesz natychmiast!)- w Twoim oczach po kilku sekundach znajdą się małe, ciepłe paluszki próbujące je otworzyć. To Ciebie dziecko prosi o pomoc, Tobie chwali się wszystkim co zrobi, to przy Tobie zasypia. Tobie mówi, że kocha. I chcąc nie chcąc dzięki temu wszystkiemu czujesz się tak zajebista, że bardziej sie nie da. Och i wcale nie oznacza to, że taki chłopiec wyrośnie na mamisynka i ktokolwiek tak uważa powinien zastanowić się kilkakrotnie, zanim świerzbiące palce postanowią wklepać to w komentarzu pod tym wpisem- nie ma pojęcia o czym mówi.
Ogarniasz wszystko.
Dzięki temu, że jesteś sama i nie masz faceta, a tym sposobem żadnego męskiego oparcia- uczysz się radzić sobie SAMA, ze wszystkim. Z czasem stajesz się cholernie samowystarczalna co sprawia, że wydaje Ci się, że inni ludzie kompletnie nie są Ci potrzebni do szczęścia- a to niestety bardzo pochyła równia. Przerabiałam ją jakiś czas temu i ostro zjechałam z niej łamiąc nogi. Ludzie są nam potrzebni bez względu na to, czy same wychowujemy dziecko, czy nie. Po prostu, jesteśmy gatunkiem stadnym i braku tu i ówdzie prędzej czy później dadzą o sobie znać. Niemniej jednak będąc samą z dzieckiem uczysz się, że warto liczyć tylko na siebie. Najlepiej wiesz, czego oczekujesz i najlepiej wiesz, jak z danej misji się wywiązać. Wszystkie obowiązki związane z dzieckiem (zarówno te przyjemne, jak i te mniej) spoczywają WYŁĄCZNIE na Tobie. Nikt Cię nie wyręczy. To naprawdę świetnie pomaga zorganizować czas. Dzięki temu potrafię rozdzielić go między Kubę, a pracę przy komputerze | na blogu (oczywiście, kiedy nie jestem chora…).
Śmieciowe jedzenie? Proszę Cię!
Czasami masz już tak dość marudzącego dziecka, że zrobisz wszystko dla chwili spokoju. Pojęcie “śmieciowe jedzenie“, bądź “niezdrowe jedzenie” nieistnieje. Jeżeli Twojemu marudzącemu synowi pomoże Kinder Niespodzianka to po prostu mu ją dajesz z uśmiechem na twarzy i nie myślisz o tym, ile cukru jest w tej małej czekoladce. I nie musisz przejmować się tym, co powie Twój partner | mąż. To akurat jest fajne, bo…
Serio, nie musisz się przejmować.
Nie musisz się spowiadać z zawartości portfela, z tego jak wykorzystałaś czas wolny, ani z tego co zrobiłaś w domu, a czego jeszcze nie i dlaczego. Robisz co chcesz i nie musisz się nikomu podporządkowywać. I to jest akurat super, naprawdę. Ta niezależność psychiczna jest najlepszą rzeczą w samodzielnym macierzyństwie. Oczywiście z czasem również się nudzi i marzysz o tym, aby ktoś niezłym opieprzem sprowadził Cię na ziemię, kiedy w nocy sięgasz po kolejnego marcepana w czekoladzie, albo kiedy pozwalasz dziecku na kolejną godzinę oglądania bajki.
Wiesz co to biceps.
Sama dźwigasz dziecko, wózek i wszystko inne. Ja bicepsiki mam. Małe, bo małe, ale widoczne. I moje.
Kiedy umrzesz, Twoje dziecko ma prze******….
I to bardzo. W naszym przypadku już w ogóle bardzo. Najgorzej, że Kuba nie dostałby nawet żadnego odszkodowania, ani żadnej renty. Niczego na start. To mnie przeraża i dlatego czekam aż pójdzie do zerówki. Pocieszam się tym, że gdybym miała wypadek- da się w tej kwestii coś zrobić. Sprawdzałam to nawet na stronie https://www.kompensja.pl/. Tu trochę kamień z serca. Ogólnie zastanawiam się nad wykupieniem jakieś sensownej polisy, całkiem poważnie.
CHUDNIESZ.
I tu zajebisty mega super hiper plus. Latasz całe dnie między domem i dzieckiem, w efekcie czego obiad masz albo zimny, albo nie jesz go w ogóle. Kiedy dorzucisz do tego stres codziennością (nie oszukujmy się!)- powstaje świetna mieszanka. Nie przytyjesz. Mimo marcepanów nocą, serio.
Czas dla siebie? Co to jest?
Rzadko robisz coś tak tylko dla siebie. Rzadko masz chwilę na to, aby w ogóle pobyć samą. Zazwyczaj wyłączni wtedy, kiedy dziecko śpi, albo kiedy wyjątkowo zamkniesz drzwi od łazienki na klucz. To drugie kończy się zazwyczaj żarliwym płaczem potomka pod drzwiami, więc nie warto, bo zamiast chwili przyjemności masz chwilę białej gorączki. Dlatego ja w tym całym macierzyństwie duży nacisk kładę ostatnimi czasy na to, aby ten czas dla siebie znaleźć. Inaczej naprawdę można oszaleć. Tym bardziej, że o wyjściu gdziekolwiek bez dziecka możesz zapomnieć. Choć nie powinnam narzekać- walentynkowy wieczór spędziłam w kinie oglądając Greya. A tak serio- wiesz kiedy masz chwilę dla siebie? Kiedy śpisz. Chociaż nie, Twoje dziecko zazwyczaj lubi przywędrować do Ciebie nad ranem i po prostu się przytulić. To jednak na tyle fajne, że nie odbierasz tego jako mimus, a ogromny plus. Dlaczego?
MOŻESZ spać z dzieckiem.
I nikt Ci tego nie zabroni. Nie masz męża, który akurat ma ochotę na seks. Nie masz faceta, któremu będzie ciasno w łóżku. Więc kiedy Ty masz ochotę i Twoje dziecko też- śpicie razem. I nikomu nic do tego.
Możesz uśmiechać się do facetów…
…których mijasz na ulicy. I nikt nie da Ci za to w łeb.
Długie wieczory i jeszcze dłuższe noce.
Początkowo uważałam to za ogromny plus. Cisza i święty spokój, nikt nie zawraca mi tyłka. Idylla wręcz. Tyle, że mityczna Idylla nie istnieje. Wszystko co ma swoje plusy, ma też swoje minusy. Nawet najbardziej złoty medal ma tą brudniejszą stronę i okropiony jest cierpieniem. Czasem długie wieczory zaczynają się nudzić. I to tyczy się nie tylko kobiet wychowujących same dzieci, bowiem inteligentnych Panów przed trzydziestką także.
Pani pozna Pana.
A dlaczego nie? Kto mi zabroni? Ty? A może Ty? Dzięki Bogu mam tyle oleju w głowie, że nie latam jak popieprzona co tydzień na randkę z innym facetem poszukując tym sammy nowego partnera. To nie w moim stylu. Ja jestem księżniczką, która wciąż czeka na swojego prawdziwego księcia. Poprzedni model okazał się być podróbką. Skąd będę wiedziała, że ewentualny następny wybraniec nim nie będzie? Po prostu będę. Wiem to. Swoją drogą, wiecie, że w szkicach mam gdzieś swoją ofertę matrymonialną? Kiedyś ją tu opublikuję. Możliwe, że nawet w najbliższym czasie, póki świetny humor mnie nie opuszcza.
I nie musisz gotować dwóch obiadów – zupka dla dziecka, schabowy dla męża :-)
A pierś dla Kuby, dla mnie coś innego też się liczy? :P
Hahaha, świetnie to wszystko napisałaś- pół żartem, pół serio. Lubię to. ;)
Ja też. :)
A ja po raz kolejny utwierdziłam się w tym, że zajebista z Ciebie babka. Jak znajdziesz sobie faceta, albo on znajdzie Ciebie, to z całą pewnością oboje będziecie zadowoleni. :) Buźka i miłego dnia.
Dzięki kochana. :*
Dawaj tą ofertę matrymonialną. :D Może mój brat się wciśnie? :D
Będzie jutro. ;))
Super tekst :) a z tym księciem hmmm.. jak to mówią… Zawsze czekamy że przyjedzie do Nas książe na białym koniu a w praktyce romansujemy ze stajennym ;)
Hahahahahahahaahah!
Powiem Ci, że mimo iż też jestem sama z synem nie do końca rozumiem Twojego upierania się przy stwierdzeniu “samodzielna” matka. Bo jaka samodzielna jak mieszkasz u rodziców i co gorsza nie pracujesz?! Gdzie tu samodzielność? Kuba jest już na tyle duży, że może iść do żłobka/przedszkola, a Ty nawet mieszkając z rodzicami możesz zarabiać na Wasze podstawowe potrzeby. Absolutnie nie odbieraj tego jako hejt – bo poniekąd jestem w tej samej sytuacji co Ty – i też na początku mieszkałam z rodzicami. Jednak moim priorytetem było szybkie wstanie na własne nogi i już po 4 miesiącach byliśmy “na swoim” młody w żłobku a ja w pracy. Tym, że jesteś z synem prawie 24h/7 nie zastąpisz mi dwóch rodziców – nawet nie próbuj – po prostu bądź ekstra matką. Nie jesteś już nastolatką – będzie Ci coraz ciężej wcisnąć się na rynek pracy. Właśnie teraz kiedy masz oparcie w dziadkach Kuby powinnaś zdobywać doświadczenia zawodowe, żeby później móc utrzymać syna sama – wierz mi daje to cholerną satysfakcję! W wielu tekstach Twoich “odnajduję” swoją sytuację, ale ostatnio nadmiar słowa “samodzielna” uderza po oczach mnie bardzo. Ja jestem samodzielna w 100% a mimo wszystko głośno mówię, że jestem samotną matką – i kurde dobrze mi z tym:) pozdrawiam Was
Przecież Karolina pracuje i dokłada się rodzicom. :D Tyle, że w domu, przy kompie. Myślisz, że skąd ma na te wszystkie Zarowe ciuchy Kuby? :D A o żłobku nieraz pisała, że Kuby nie odda, bo po prostu nie chce. O mieszkaniu też pisała parę wpisów temu. :D WTF? :D
Panna Zwyczajna- kimkolwiek jesteś, dzięki, ale nie potrzebuję adwokata. Bądź co bądź napisałaś wszystko to, co napisałabym ja sama, także pjona. ;)
Dodam może jeszcze, że słowo “SAMOTNA” jest tak kurewsko brzydkie, że to właśnie ono bije mnie po oczach maksymalnie mocno. Nie jestem samotna. ;)
Matka NIGDY nie jest samotna :)
Cześć,
Na bloga trafiłam parę miesięcy temu- przypadkiem. Zaglądałam bo na początku bardzo spodobała mi się nazwa:) Ja 12 miesięcy temu również zostałam Mamą Kubusia :) Niektóre wpisy czytałam z mniejszą lub większą chęcią. Zwłaszcza źle wspominam właśnie z okresu czerwonych włosów. Ostatnio wspomniałaś, że wraz z czerwonym kolorem odeszły złe emocje- i to się czuję. Teraz zaglądam tu z wielką przyjemnością. Patrzę na wasze zdjęcia i uśmiecham się bo widać na nich ogromne uczucie, które jest miedzy wami. Jesteś dla mnie jako matki wzorem do naśladowania jak traktować swoje dziecko. Dzięki Tobie nauczyłam się akceptować potrzeby mojego syna i nie słucham już rad obcych osób na temat tego, że coś źle robię. Mój Kubuś uwielbia spać ze mną i z mężem- od małego. I ile ja się nasłuchałam jakie to złe i niezdrowe i jaką wielką krzywdę mu czynimy na przyszłość. I martwiłam się i stresowałam, a teraz odpuściłam sobie bo dotarło do mnie że wszystko co my troje akceptujemy jest dla nas dobre. Śpimy razem i jest nam wspaniale :D
Mam nadzieję, że dobry nastrój nie będzie was opuszczał!
A ja…
Nie jestem samtona mama. Mam meza,2 corki. Mam duzo wolnego czasu dla siebie,moje dzieci nie urzadzaja dantejskich scen pod drzwiami lazienki. Kiedy mam ochote wyjsc z kolezanka na piwo,do kina,na dyskoteke, wychodze. Bez zadnych wyrzutow sumienia,ze mam dzieci i czy mezowi sie podoba,czy nie. Ba, idac ulica z mezem/tudziez bardziej moim przyjacielem,usmiecham sie do ladnych facetow. Ba, razem oceniamy,czy dziewczyna jest ladna. Dlugi spacer marzy mi sie,ale moja praca powoduje zwyczajnie to,ze nie mam sily. Wstawanie o 4:30 na 6:00 do pracy,pozniej ciezka fizyczna praca. Sprzatniecie domu,bo tak mam w naturze. Powoduje,ze kalsycznie mi sie nie chce i nie mam sily. Nie gotuje 2,3,czy anwet 4 obiadow. Sa dni kiedy nie gotuje nawet caly tydzien a zyje na zupkach chinskich:). Dzieci zjadly w przedszkolu,pozniej u dziadkow. Co do stresu i chudniecia,mam go wystarczajaco w pracy. Takze lamie wszelkie kanony klasycznego malzenstwa. Zasada umiesz liczyc,licz na siebie to moja dewiza od malego. Moze moj maz nie jest Greyem,ale jest samowstarczalny,zaradny,ma swoja pasje-samochody,szczuply,wysoki,brunet:). Taki ginacy gatunek mi sie trafil. Ba i zajmuje sie swietnie dziecmi,i przy nim ptorafie poczuc sie jak najpiekniejsza kobieta. A budzet w domu trzymam ja:).