Albo omija się ich szerokim łukiem, albo spisuje na straty. Zazwyczaj ze strachu. Dlaczego?
Nie raz, nie dwa i nie trzy razy doszły mnie słuchy, że ludzie zwyczajnie się mnie boją. Serio. Boją się mi o czymś powiedzieć, boją się mojej reakcji, więc milczą. Boją się zwrócić mi na coś uwagę. Nie pojmuję tego i nie pojmę chyba nigdy. I to nie ze względu na to, że nie jestem w stanie tego zrobić, co dlatego, że to po prostu niepojęte.
Nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką.
Cięty język mam od zawsze. Już w podstawówce burzliwie kłóciłam się z wychowawczynią o przebieg odcinka jednego z serialu wówczas emitowanego. Ściślej mówiąc “Matki, żony i kochanki“. Jakoś nigdy nie miałam problemów w wyrażaniem własnego zdania i wyciąganiem konsekwencji ze swoich próśb i gróźb. Zawsze stawiałam na swoim, choć nie zawsze przychodziło to równie łatwo. Nie zawsze też kończyło się to dla mnie dobrze. Po prostu mam ciężki charakter i zawsze mówię co myślę. Nawet, jeśli czasem ranię tym inne osoby. Nienawidzę owijać w bawełnę, dusić się w chorych relacjach z ludźmi. Wykładam kawę na ławę i albo pijemy ją wspólnie, albo ktoś wybiera inny stolik.
W czym niby jestem lepsza?
Nie czuję się lepsza. Dobra, może czasami. Choć to bardziej pewność siebie i swoich racji w kwestiach ściśle ze mną związanych. Nienawidzę, kiedy próbuje mi się wmawiać rzeczy, które czyimś zdaniem powinny być dla mnie dobre. Sama ze sobą przeszłam już tyle, że doskonale wiem na co mogę sobie pozwolić, a czego powinnam unikać jak ognia. Po prostu wiem, co jest dla mnie dobre. Wiem też, co jest dobre dla mojego dziecka. Ktoś nazywa to insynktem macierzyńskim. Nie wiem, nie znam się, ja po prostu mówię na to miłość.
Tak, czuję się fajna.
A dlaczego miałoby być inaczej? Jestem młodą kobietą, wolną kobietą, w tym roku skończę dwadzieścia sześć lat. Mam swojego bloga, mam swoje zlecenia, nie żyje na niczyjej łasce. W życiu robię to, co lubię. Ważę niecałe czterdzieści pieć kilogramów, nie mam cellulitu, a mimo wielu eksperymentów gęste włosy na głowie. Mam cudownego syna, który świetnie się rozwija zaskakując mnie każdego dnia. Nie potrzebuję sms’ów w konkursie Blog Roku (który okazał się w moich oczach totalnną porażką), aby poznać swoją wartość. Znam ją. I wiem, że oboje jesteśmy wiele warci. I wcale nie mówię tego przez przyzmat egoizmu, czy próżności. W życiu trzeba być pewnym siebie, trzeba znać swoją wartość, ale należy też znać i nie bać się słowa “przepraszam“. Od tego jak postrzegamy samych siebie zależy naprawdę wiele.
Więc…
Więc jest druga nad ranem, obok mnie leży rozgorączkowany Kuba, a ja również z gorączką kończę czytać trzecią część przygód Państwa Grey. Przeglądam w internecie różne rzeczy, przeglądam sztućce, bo Kuby gadżety z pszczółką strasznie się już przetarły. Późnym popołudniem oboje mamy wizytę u lekarza, a ja modlę się, by nas nie rozłożyło, bo przecież w sobotę jadę do kina na niegrzeczne romansidło. Zresztą mogę jechać chora, to nie jest dla mnie przeszkoda. Jednak serce mi pęka, kiedy przytula się do mnie gorące małe ciałko, a mała rozpalona główka sprawia, że mi duszno. Kuba zachorował po raz pierwszy od pół roku, już zapomniałam jak to jest… Okropnie.