To pytanie przewija się ostatnimi czasy często, z różnych stron. Czas wreszcie stawić mu czoła…
W ciągu ostatnich kilku miesięcy całkiem sporo się u nas wydarzyło. Właściwie śmiało można powiedzieć, że całe nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Jeszcze niedawno zastanawiałam się jak szybko wynająć mieszkanie, a od ponad dwóch tygodni mieszkamy już w trójkę w moim ukochanym mieście. I choć muszę przyznać, że cholernie bałam się tej zmiany- dostrzegam jedynie same plusy. Może po za jedną rzeczą- brakiem czasu, na cokolwiek.
Jeszcze kilka miesięcy temu moje życie było świetnie zorganizowane. Każdy wieczór, za wyjątkiem tych kiedy zmęczona po prostu zasypiałam- poświęcałam na pracę i pisanie. Odkąd jednak pozwoliłam ponieść się uczuciom- wszystko uległo zmianie. Zamiast spędzać wieczór z laptopem w łóżku, wolałam spędzać go w objęciu osoby, którą kocham. Odkąd mieszkamy w Gdańsku niewiele się zmieniło, mimo tego, że połowę nocy w tygodniu mam dla siebie, z racji nocnych zmian mojego partnera. Ten czas poświęcam jednak albo na porządki, albo na pracę. I choć zawsze obiecuję sobie, że poświęcę chwilę na bloga- zwyczajnie brakuje mi czasu.
W komentarzach i wiadomościach często pytacie mnie o Grześka. Za każdym razem jednak odprawiam Was z kwitkiem. Dlaczego? Dlatego, że to moja najprywatniejsza prywatność, jakkolwiek dziwnie i mało logicznie to brzmi. Nie będę opowiadała Wam o tym gdzie pracuje, jak wygląda, co robi i jak spędzamy wolny czas. Z całym szacunkiem, ale to nie jest Wasza sprawa. Ja nie pytam Was o numer buta Waszego partnera, czy jego miejsce pracy. Dlaczego? Dlatego, że to nie moja sprawa. Świadomość tych rzeczy niewiele zmieniłaby w moim życiu. Jeśli macie ochotę to sami opowiadacie o różnych rzeczach, czy sytuacjach w komentarzach i wiadomościach. Jeśli nie macie na to ochoty- nikt na Was nie naciska. I od Was oczekuję tego samego.
Pytacie o fakt rozłąki Kuby z moimi rodzicami. Jak radzą sobie oni, jak radzi sobie on. Wbrew pozorom z Kubą nie jest tak źle jak myślałam. Ba, jest idealnie. Pyta o dziadków, rozmawia z nimi przez telefon- jednak łzy tęsknoty pojawiają się jedynie wtedy, kiedy oni żegnają się z Kubą po odwiedzinach u nas. Wszystko więc jest tak, jak powinno być. A moi rodzice? Oczywiście, że brakuje im Kuby. Mieszkaliśmy z nimi przecież od początku. Widzieli go w dniu jego narodzin i od tamtej pory każdego kolejnego dnia przez ponad dwa i pół roku. A nagle w ich mieszkaniu panuje porządek i zapadła cisza. To naturalne, że nie jest łatwo.
Czy mi brakuje mojego miasta? Absolutnie. Wreszcie czuję się wolna. Wreszcie nie jestem osaczona przez ludzi, którzy uparcie twierdzą, że wiedzą o mnie wszystko, podczas gdy tak naprawdę znają tylko moje imię i nazwisko. Na chwilę obecną nie brakuje mi ulic, nie brakuje mi odwiedzanych stale podczas spacerów miejsc. Chwilami brakuje mi Malwiny- znamy się od dziecka i mieszkałyśmy na jednym piętrze w bloku. Właściwie codziennie wpadała do nas na kawę, czasem na śniadanie i spędzała z nami czas do popołudnia. A od ponad dwóch tygodni tego nie ma. To jedyna nowość, do której po prostu chcąc nie chcąc muszę przywyknąć.
Jedynym co jeszcze mogę powiedzieć jest fakt, że nigdy w życiu nie byłam bardziej szczęśliwa. Nigdy w życiu słowo “kocham” nie miało dla mnie tak ogromnego znaczenia. I choć początkowo, kiedy odeszłam od ojca Kuby bałam się o to, że nigdy nie zdołam już nikogo pokochać- teraz wiem, że moje obawy były niesłuszne. Czasem trzeba rzucić się na głęboką wodę i postawić wszystko na jedną kartę. Czasem po prostu inaczej się nie da, bo uczucia i zdrowy rozsądek działają wspólnie.
Blog nie zniknie, tyle mogę obiecać. Tyle, że zamiast sześciu wpisów w tygodniu będzie ich załóżmy o połowę mniej. Najwięcej dzieje się na naszym Instagramie, gdzie codziennie wpada coś nowego, czasem nawet po kilka razy.
Uwielbiam szczęśliwą wersję Ciebie.
:*
O ja Cie…
Ale szczęścia w jednym tekscie :-) super, ze tak Ci się układa ! :-) :-) :-) :-)
Wszystko tak pięknie opisane :) Lubię czytam Twoje wpisy, szczęścia jeszcze raz :)
No i szczęścia jeszcze więcej :-) ważne ze jesteś szczęśliwa reszta się nie liczy :-)
hmmm znam to szczescie jakis czas temu zrobilam tak samo zakochalam sie i wyprowadzialm do innej miejscowosci a ojciec mojego dziecka….jego to nie obchodzi gratuluje odwagi i skoro znam to od podszewki doskonale Cie rozumiem i tym bardziej ciesze sie Twoim szczesciem ;):)
ja tam nie oczekuję byś zdawała szczegółowe relacje z życia osobistego. ;)) grunt że jesteś szczęsliwsza niż w twoim rodzinnym mieście i niech tak zostanie