Każda z nas- matek, jest trochę hipokrytką. Najpierw wszystkie czekamy na coś z wypiekami na twarzy, by z czasem stało się to naszą największą bolączką. Niestety, czasu nie uda się cofnąć żadnej z nas. Każde, nawet te najmniejsze dziecko kiedyś dorośnie. Taka kolej rzeczy, nie powstrzymasz tego.
Ostatni dzień września 2012 roku pamiętam dokładnie tak, jakby wszystko wydarzyło się dosłownie kilka tygodni temu. Przebudzona odejściem wód, zmęczona i przerażona- późnym popołudniem znalazłam się w szpitalu. Mimo tego, że Kuba podniósł alarm już dwa miesiące wcześniej- lekarze stwierdzili, że nie ma szans na poród tej nocy. Zaakceptowałam wyzwanie i pierwszej październikowej nocy, równo o trzeciej nad ranem na świecie pojawił się Kuba. Mały, pomarszczony chłopiec, który zmienił całe moje życie. Czas, w którym doprowadzano go do względnej czystości i mierzono, a mnie szyto- był dla mnie wiecznością. Chciałam już, teraz, najlepiej natychmiast ponownie wziąć go w ramiona. Otulić i nigdy już nie wypuszczać.
Pamiętam jak z wypiekami na twarzy czekałam na jego pierwszy uśmiech. Na pierwszy chwyt plastikowej, kolorowej grzechotki. Na pierwszy mocny uścisk tej jeszcze maleńkiej dłoni. Na chwilę, kiedy usiądzie po raz pierwszy. Chwilę, w której sam stanie przy barierkach drewnianego łóżeczka zabezpieczonego dookoła puchatym ochraniaczem. Pamiętam wyczekiwanie pierwszego “MAMA“. Pierwszego, samodzielnego chwytu kubeczka z piciem, a później pierwszego kroku.
Wszystkie na to czekałyśmy. Wszystkie chciałyśmy, aby nasze dzieci podrosły nieco możliwie najszybciej, abyśmy mogły porozumieć się z nimi w jakiś sensowny sposób. Aby dzieci mogły nam powiedzieć jak się czują, na co mają ochotę i czego od nas oczekują. Aby dzieci mogły same zająć się chwilę sobą, porozmawiać i pójść na spacer mocno trzymając się naszej dłoni. Chciałyśmy, by nasze dzieci były bardziej samodzielne.
Wszystkie też z czasem zaczęłyśmy ubolewać nad tym, że nasze dzieci dzieci tak szybko podrosły. Żałować, że nie są już tymi uroczymi bobasami, które tylko jadły, robiły kupki, płakały i spały. Wbrew pozorom wszystko było wtedy dużo łatwiejsze i prościej można było zorganizować każdy dzień. Mogłyśmy spokojnie zostawić je na chwilę w łóżeczku i zrobić obiad, posprzątać dom, czy wziąć prysznic. Mogłyśmy położyć się z dzieckiem na popołudniową drzemkę bez obaw o to, że obudzi się jako pierwsze i wywróci do góry nogami całe mieszkanie, albo co gorsza wpadnie mu do głowy jakiś głupi pomysł.
Wszystkie uwielbiamy przytulać, całować i ściskać nasze dzieci. Kiedy były małe- nie było z tym żadnych problemów. Dzieci potrzebowały dokładnie tego samego- naszego towarzystwa, naszej czułości i naszej bliskości. Byłyśmy lekiem na wszelkie zło tego świata. Z wiekiem jednak dzieci przestają być z reguły takie przytulaśne i całuśne. Każdy ich krok i każde wypowiedziane słowo wydają się być czasem idealnie przemyślane, choć tak naprawdę wciąż przemawia przez nie spontaniczność.
Ja też bałam się przemijającego czasu, choć teraz odczuwam go najbardziej. Pamiętam nawet wpis, który popełniłam latem zeszłego roku, gdzie na swój sposób bałam się, że wraz z wiekiem dziecko przestanie mnie kochać. Teraz wiem, jak bardzo się myliłam. Moje dziecko nadal mnie kocha i wiem, że jeśli go nie skrzywdzę, bądź nie skrzywdzi go otaczający świat- prędko się to nie zmieni. Być może i mam nadzieję, że nigdy. Żadna matka nie chciałaby usłyszeć od dziecka słów: “nie kocham Cię“- to niczym nóż prosto w serce.
Za niecałe pięć miesięcy Kuba skończy trzy lata i pierwszym co przychodzi mi przy tej okazji na myśl jest: “jak to?“. Kiedy ten czas zleciał? Przecież byłam przy nim cały czas, każdego dnia, każdej nocy! Kiedy tak nagle z uroczego, niespełna dwu i pół kilogramowego noworodka zamienił się w małego, samodzielnego mężczyznę, który jasno wyraża swoje zdanie? Który nie zawsze już chce się przytulić i dać mi buziaka? W chłopca, który w momencie napływu mojej matczynej czułości mówi czasem: “NIE RUSZAJ!“. Rok temu? Wczoraj? Miesiąc temu? Do cholery kiedy?!
Sytuacja z minionej nocy. Godzina pierwsza z minutami, siedzę, próbuję pracować, ale list jednej z czytelniczek skutecznie zmącił mój spokój. Próbując poprawić sobie humor przeglądam w internecie baleriny gabor, bo przecież w czymś latem dreptać trzeba. Nagle budzi się Kuba, pije sporą ilość wody, po czym wstaje z łóżka i kładzie się na dywan. Kręci się, więc podchodzę, po czym słyszę “Mama, nie ruszaj!“… A on ot tak układa się w kulkę i zasypia. Na dywanie, na środku pokoju, sam.
Nie mam pretensji do losu, do życia, czy do świata. Taka jest kolej rzeczy i ma ona miejsce nie od dziś. Wiem jednak, że na swój sposób Ciebie również boli upływ tego cholernie szybko biegnącego czasu. Tobie również chwilami jest ciężko, czasami też płaczesz. Z bezsilności, pod wpływem złości i sentymentów. Wiem, że czasami również oddałabyś wszystko za to, aby Twoje dziecko choć na chwilę znów było kilkumiesięcznym, słodko gaworzącym szkrabem. Każda z nas w jakimś stopniu przez to przechodzi. Tyle, że nie każda ma odwagę się do tego przyznać.
Twoją jedyną bronią jest… MIŁOŚĆ. Miłość, jaką darzysz swoje dziecko. Możesz podarować mu swoją obecność, kiedy szczególnie jej potrzebuje. Ale musisz też pozwolić mu na odrobinę prywatności, kiedy właśnie ona jest jego chwilowym priorytetem. I nie ma, że przykro; nie ma, że że boli.
Na tym właśnie polega bycie rodzicem.
ja mam 6 letniego syna i tez dosc czesto sie zastanwiam Boze kiedy ten czaszlecial nie tak dawno byl pierwszy usmiech pierwsze kroki a teraz w wrzesniu idzie do 1 klasy
oj, jak dobrze rozumiem ten tekst, mój Igus dopiero a może już za dwa tygodnie skończy 2 latka a ja czasem chciałabym aby był tym noworodkiem albo niemowlaczkiem…
Tak,zastanawiam się nad tym kiedy to zleciało.Najstarsza córka ma 16cie lat,druga 11cie a synek 2,5 roku.jednak jeżeli chodzi o córki,to nie mogę się doczekać kiedy będą samodzielne i pełnoletnie.Nie żałuję,że juz są duże.Może jestem wyrodną matką(żartuję) ale mam dość braku czasu dla siebie i męża.Kocham moje dzieci ponad wszystko,ale też i mimo wszystko chcę zeby były już duże :)
Czas ucieka, dzieci rosną, dlatego uwielbiam cykać im zdjęcia i potem kiedy kładą się spać oglądam sobie te ich maleńkie stópki i rączki, i te ich słodkie uśmiechy… :) Jak to dobrze, że ktoś wymyślił aparat!