Chcemy, aby dzieci były nam posłuszne. Aby wykonywały nasze polecenia, zjadały cały obiad, sprzątały po sobie zabawki. Chcemy, aby liczyły się z naszym zdaniem i darzyły nas szacunkiem. Ale czy my zawsze szanujemy nasze dzieci? Jak często zapominamy jednak o tym, że są one odrębnymi jednostkami, które również myślą i czują? Jak często nieświadomie poniżamy nasze dzieci? Jak często nieświadomie dajemy im do zrozumienia, że ich zdanie i ich potrzeby nie są dla nas ważne?
Każda z nas pragnie wychować mądre, odpowiedzialne i przede wszystkim szczęśliwe dziecko. Często poświęcamy się dzieciom całkowicie- rezygnując z pracy zawodowej, aby móc towarzyszyć naszemu maluchowi w pierwszych miesiącach, a czasem nawet i latach jego życia. Uczymy je jeść, chodzić, mówić. Wspomagamy ich rozwój, podnosimy kiedy upadną, śmiejemy się razem z nimi. Wszystko jest takie ułożone, piękne- po prostu idealne. Z czasem przychodzi jednak taki moment, kiedy nasze pociechy zaczynają się buntować. Nie chcą współpracować, krzyczą, płaczą z byle powodu- ogólnie rzecz biorąc, wszystko jest po prostu na nie. Nie chcą jeść, nie chcą pić, nie chcą się bawić, nie chcą się ubrać, nie chcą wyjść z domu. Całe nasze uporządkowane życie wywraca się do góry nogami i coraz częściej mamy dość. Chwilami mamy wrażenie, że zupełnie nie panujemy nad dzieckiem i dłużej nie damy już rady. Zresztą ten temat świetnie opisała ostatnimi czasy Alicja– mogłabym podpisać się pod jej słowami rękoma i nogami tym bardziej, że ostatnimi czasy ponownie przechodzę na swój sposób przez ten etap i podobnie jak większość mam- postanowiłam nie mówić o tym zupełnie nikomu.
Minioną noc spędziłam na zalewaniu poduszki łzami, głównie właśnie z powodu Kuby. Łzami pełnymi żalu, pretensji do samej siebie, łzami przepełnionymi gorzkimi wyrzutami sumienia. Przeanalizowałam wiele rzeczy i doszłam do niezwykle bolesnych wniosków. Bolesnych, jak dla matki. Zrozumiałam, jak łatwo jest nieświadomie skrzywdzić swoje dziecko. Jak łatwo sprawić mu przykrość w momencie, kiedy najbardziej nas potrzebuje.
DZIECKO NIE JEST ZABAWKĄ.
Doszło do mnie, jak często nie słuchałam własnego dziecka. Jak często po prostu udawałam, że nie słyszę, bo byłam zajęta czymś innym. Nie zastanawiałam się co czuł w tamtym momencie. Nie myślałam o tym, że na pewno mu przykro, że może odczuć, że jego zdanie nie jest dla mnie ważne, że poczuje się po prostu zbywany. A przecież to nieprawda. Kuba od jakiegoś czasu jest na etapie zadawania pytań. Interesuje go po co, dlaczego, kiedy, gdzie i jak. I szczerze przyznaję, że chwilami jest to nie do wytrzymania, kiedy mimo konkretnie udzielonej odpowiedzi pyta o tą samą rzecz po raz setny.
Czy lubimy, kiedy ktoś w naszej obecności mówi o nas źle? Nie wydaje mi się. A jak często zdarza nam się rozmawiać z kimś o naszym dziecku w jego obecności? Jak często skarżymy się przy nim komuś, że jest niegrzeczne, że nie słucha, że nie potrafi tego czy tamtego? Czy nam naprawdę wydaje się, że nasze dzieci są głuche? A może wydaje się nam, że na ten czas stają się niewidzialne? Niestety tak się nie dzieje. Dziecko słyszy wszystko i rozumie dużo więcej, niż mogłoby się nam wydawać. I z całą pewnością w takich sytuacjach jest mu strasznie przykro. Nieważne, że później w domu zostanie pochwalone i przytulone. Rozmawialiśmy o jego problemach z kimś innym, przy nim. Tego swojego rodzaju poniżenia nie zapomni przez długi czas.
Uświadomiłam sobie po rozmowach z kilkoma koleżankami, że bardzo często szufladkujemy nasze dzieci. Naklejamy im łatkę “grzeczny”, albo “niegrzeczny”- w zależności od dnia i zachowania dziecka. Ale czy to oby na pewno sprawiedliwe? Za każdym płaczem kryje się coś więcej- jakaś potrzeba dziecka. Dziecko uwielbia spełniać oczekiwania rodziców. Czuje się wtedy spełnione. Zatem jeśli ciągle będziemy powtarzać mu, że jest niegrzeczne- takie właśnie będzie.
Kiedy wychowujemy dziecko z szacunkiem do niego- uczymy go szacunku. Do rzeczy, do zwierząt, do ludzi, a także do nas samych. Trudno oczekiwać od dziecka, że będzie nas traktować z szacunkiem, jeżeli samy mu go nie okazujemy. Czasem niezwykle łatwo jest o tym zapomnieć w pośpiechu codzienności. Czasem mając milion rzeczy na głowie po prostu o tym nie myślimy. Widzę sama po sobie. Ostatnimi czasy moje dni przepełnione są praniem, gotowaniem, sprzątaniem, zakupami. Często zapominam o tym, że od czystych naczyń ważniejsze jest moje dziecko, które własnie mnie woła. Że od wstawionego prania ważniejszy jest fakt, że mój syn potrzebuje mnie TU i TERAZ.
W temat wzajemnego szacunku świetnie wpasowały się także moje starsze wpisy- zeszłoroczny: “Nie płacz, nic się nie stało.“- o tym, jak często ignorujemy potrzeby dziecka i lekceważymy jego uczucia; oraz styczniowy: “Mama, nie!” dotyczący zbywania dziecka.
Kubuś ma na sobie najlepszy (oczywiście moim zdaniem) kombinezonik, jaki mieliśmy do tej pory. Delikatny, miły i przewiewny. Ten świetny prezent z okazji dnia dziecka otrzymał od JJ Fashion. Prawdę mówiąc zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i już nie mogę doczekać się cieplejszych dni!