Miała, ale chyba trochę nie wyszło.
Z zamiarem powrotu do czerwieni na głowie nosiłam się od dłuższego czasu. Walczyłam, wyliczałam wszystkie za i przeciw. Wiecie jednak same jak to jest – skoro już o czymś intensywnie myślimy to zazwyczaj jest tak, że jeśli mamy możliwość to spełniamy swoją zachciankę. Tak było i w moim przypadku. I choć w pierwszym momencie, kiedy po farbowaniu zerknęłam w lustro byłam przerażona, teraz wiem, że to najlepsze co mogłam dla siebie zrobić. Podobnie z powrotem do starej nazwy bloga. To był strzał w dziesiątkę i widzę to na każdym kroku.
Akurat przygotowywałam się do wpisu mającego na celu pokazanie od środka, jak wygląda połączenie pracy w domu przy komputerze, z blogowaniem i opieką nad dzieckiem i domem. Miałam, ale dwa dni później… Straciłam pracę. Z niczyjej winy – po prostu z przyczyn, na które nie mam najmniejszego wpływu i które nie są ode mnie zależne, nie będę mogła przez jakiś czas robić tego co dotychczas. I powiem Wam, że w ciągu pierwszej doby byłam w takim szoku, że kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W ogóle nie mogłam przyjąć tego do wiadomości, bo w jednej chwili zawaliło mi się wszystko, co do tej pory było poukładane. Znów wróciło uczucie strachu o jutro i przerażenia, z którym pożegnałam się prawie rok temu. I jak na typową kobietę przystało, popłakałam, pobluzgałam – a wszystko po to, by rano poczuć się znacznie lepiej.
I wiedziałam, że będę musiała kombinować, na szybko, właściwie na bardzo szybko, na już. Aby nie zawieść mojego syna, ale i by nie zawieść samej siebie. Wiecie, jak zawiedzie się kogoś – zawsze można mu to później w jakiś sposób wynagrodzić i na swój sposób się zrehabilitować. Jeśli z kolei zawiedzie się samego siebie – ciężko o odkupienie win, bo uczucie porażki pozostaje gdzieś tam w środku na zawsze.
Ciężka jest ta końcówka roku, ale na swój sposób pociesza mnie fakt, że nie tylko dla mnie. Właściwie większość osób które znam nagle musi borykać się z jakimiś problemami, których jeszcze wczoraj nie było. Ale wiecie co? Prawda jest taka, że co nas nie zabije, to z pewnością nas wzmocni. Cokolwiek by się nie działo, będzie lepiej. I wiem, że tak będzie i tym razem.
Dlatego na poprawę humoru zapraszam Was do obejrzenia jednej z najnowszych gazetek:
Już pisałam że zmiana koloru włosów i nazwy to wielki plus : ) i święte słowa : co nas nie zabije to wzmocni. Dasz radę ( nie pierwszy i nie ostatni raz ) może po prostu coś się musi skończyć by zacząć się mogło coś innego… może lepszego ? :* trzymamy kciuki :* miłego dnia.
U ś m i e c h n i j s i ę : )
:*
dasz radę :) mi farbowanie włosów praktycznie zawsze poprawia humor :) Czuję się wtedy taka odświeżona!!!
trzymam kciuki za szybkie znalezienie pracy