Myślałam, że jak na moje prywatne potrzeby wiem dość dużo. Okazało się, że nie wiem prawie nic i popełniam mnóstwo błędów. Mogę się założyć, że codziennie popełnia je większość z Was.
W ciągu ostatniego roku nadrobiłam życiowe zaległości z zakresu makijażu. Trochę podpatrywałam tu, trochę tam i naprawdę byłam pewna, że z tak sporym (jak na moje potrzeby) asortymentem kosmetyków jestem panią własnego makijażu. Mimo tego, że każdego dnia popełniałam jakieś błędy byłam pewna, że jak na moje potrzeby wiem niemal wszystko.
Spotkanie z Gosią z bloga G&A Marine Ladies, miało być zwykłymi pogaduchami przy piwie, połączonymi z nałożeniem henny na moje brwi. Ostatecznie spędziłam u niej ponad trzy godziny i zrozumiałam, jak niewiele jeszcze wiem. Okazało się, że przy każdym nakładaniu makijażu popełniam karygodne błędy. Na szczęście Gosia okazała się być na tyle miła, że nie dość, że wykonała mi pełny makijaż, to dodatkowo rozwiała wszelkie moje wątpliwości i nawróciła mnie na właściwy tor – za co będę jej wdzięczna chyba do końca życia. Śmiem podejrzewać, że również większość z Was popełnia te błędy przy codziennym makijażu.
Co robiłam źle?
- Przed rozpoczęciem makijażu wklepywałam w twarz jedynie krem nawilżający. Peeling stosowałam średnio raz w tygodniu mimo tego, że mojej zniszczonej cerze jest to naprawdę potrzebne. Często zdarzało się, że mimo perfekcyjnie (jak na moje możliwości) wykonanego makijażu – na mojej twarzy pojawiały się suche miejsca i całość wyglądała tak, jakby po prostu się zdrapywała, lub jakby schodziła mi skóra. Dzięki Gosi dowiedziałam się, że moja twarz wymaga delikatnego, domowego peelingu (chociażby cukrem) wykonanego na godzinę przed każdym makijażem. Oczywiście osoby z inną cerą nie powinny tego robić – im wystarczy krem.
- O ile bazę pod makijaż nakładałam w odpowiedni sposób, to kolejny krok był już błędnym. Po nałożeniu bazy zawsze od razu leciałam z korektorem pod oczy. Nigdy w życiu nie pomyślałabym o czymś takim jak kamuflaż, który ma konsystencję nieco podobną do bazy, a który w moim przypadku okazuje się być niezastąpionym elementem.
- Po kamuflażu oczywiście czas na wspomniany korektor. Moim błędem było to, że nakładałam go pod oczy poziomo i wklepywałam, bądź roznosiłam pędzelkiem. Jak się okazuje, nakładanie go pędzelkiem na kształt trójkąta przynosi zdecydowanie lepszy efekt i z pewnością będę o tym pamiętać. Warto też zaznaczyć, że kiedy nałożymy już korektor (w niewielkiej ilości, aby uniknąć zmarszczek) – powinnyśmy go natychmiast lekko zapudrować, aby uniknąć rolowania.
- Podkład – coś, co większość z nas nakłada na siebie niemalże każdego dnia, prawda? A wiecie, że ja dopiero teraz dzięki Gosi dowiedziałam się, że podkładu nie nakłada się pod oczy? Nawet nie zdajecie sobie z prawy w jak ogromnym szoku byłam. Po podkładzie oczywiście czas na puder, w moim przypadku matujący. I to akurat robiłam dobrze. Mogę być dumna!
- Nie wiedziałam jednak, że aby uniknąć efektu przyklejonej do twarzy maski powinnam zaopatrzyć się w delikatny róż i rozświetlacz, którymi dosłownie muska się poliki. Róż naprawdę zawsze kojarzył mi się z domalowanymi polikami jak u klauna. Teraz miałam okazję przekonać się jak bardzo się myliłam. Tego prawie nie widać, a efekt naprawdę spory.
- Zawsze marzyłam o tym, aby samodzielnie móc zrobić sobie “Smokey Eye“, jednak nigdy nie potrafiłam się za to zabrać, więc nawet nie próbowałam. Co prawda w internecie przejrzałam kiedyś kilka tutoriali, ale nigdy nie czułam się gotowa, by zrobić to samodzielnie. Gosia przeprowadziła mnie przez to krok po kroku i okazało się, że nie taki diabeł straszny jak mi się wcześniej wydawało. Niebawem okaże się, czy wszystko dobrze zapamiętałam.
- Pokazała mi również o co chodzi z “blendowaniem cieni” – mimo, że to określenie było mi zupełnie obce i zaledwie kilka razy gdzieś tam obiło mi się o uszy.
- Z kreską na powiece od jakiegoś czasu nie mam problemów – choć bywają dni, że nie wychodzi mi to kompletnie. Dzięki Gosi dowiedziałam się, że wina nie leży w braku moich umiejętności, a w mojej zakrzywionej (właściwie lekko jakby zmarszczonej) powiece – w efekcie czego, bardzo trudno namalować dwie idealnie wyglądające kreski.
- Biała kredka (bądź w kolorze nude) – to coś, w co koniecznie muszę się zaopatrzyć. Nie pomyślałabym, że ona rzeczywiście może tak bardzo optycznie powiększyć oko – choć kiedyś nawet gdzieś tam o tym czytałam.
- Skoro jesteśmy już przy kredkach, to na koniec pozwolę sobie wspomnieć coś o konturówce. Nigdy, ale to nigdy nie używałam jej przy malowaniu ust. Dzięki Bogu, że chociaż na tyle mądra byłam, że bazę w postaci pudru pod szminkę nakładałam. Kształt nadawałam swym ustom przy pomocy szminki i cieniutkiego pędzelka. Konturówka w kolorze podobnym do szminki naprawdę może zdziałać cuda.
O co więc muszę uzupełnić swoją kosmetyczkę?
- Biała kredka.
- Czerwona konturówka.
- Delikatny róż (Gośka poleca ten z Lovely, dostępny w Rossmannie!).
- Kamuflaż (choć dostałam od Gośki w prezencie!).
Przed publikacją tego wpisu, pokazałam go Gośce i poprosiłabym, by rzuciła na niego okiem i ewentualnie dodała kilka słów od siebie – w końcu podekscytowana mogłam zapomnieć o czymś istotnym. Wszystko więc co miałyście okazję przeczytać wyżej zostało przez nią potwierdzone i zatwierdzone. Mam nadzieję, że ta wiedza Wam się przyda, nawet jeśli w praktyce swoje techniki miałaby zmienić zaledwie jedna z Was – to i tak będzie sukces.
A ja? Czuję się tak napełniona wiedzą, że mam ochotę się tylko malować, malować i malować. Jak to Gosia wykrakała: “Jak załapiesz bakcyla to koniec, przepadniesz.” Mam nadzieję, że Gosia pojawi się na łamach bloga jeszcze nie raz, jednak tym razem w roli bezpośredniego instruktora dokonując makijażu na mojej twarzy. A co z tego wyjdzie? To pokaże już tylko czas.
Oj zgadza się, nie tylko żyłaś w niewiedzy. Ja przykładowo nigdy bym nie pomyślała, by właśnie korektor nakładać w kształt trójkąta! Serio, dzięki wielkie! Obiecuję poprawę. ;)
:D powodzenia!
Gdy nakłada się go paskiem poziomo może to potem po nałożeniu podkładu wyglądać jak “biała panda” :D
A jaki korektor polecacie ?
Ja mam korektor w sztywcie, ale wiem, że właśnie nie zda egzaminu by nałożyć go w kształt trójkąta. Poczekajmy, aż Gośka wstanie. ;)
Ja osobiście polecam korektor z Catrice, albo Mariza :)
Ale to zależy od potrzeb, jedni muszą zakrywać worki pod oczami, inni tylko lekkie cienie :)
Może polecicie jakie kosmetyki najlepiej kupić? Zwłaszcza kamuflaż ja używam podkładu l’oreal ale ostatnio mam wrażenie ze się nieco popsuł i zaopatrzylam się w podkład z rimmel ale on tez nie do końca spełnia moje oczekiwania; (
A widzisz, u mnie najlepiej sprawdza się tani podkład rozświetlający z Lirene! :)
Oj , ale to tak bez znajomości cery, kolorytu itd nie idzie doradzić :)
Każdy musi mieć dobrane do swojej skóry ;)
Na białą kredkę trzeba czasem uważać. Na zdjęciach wszystko wygląda pięknie, ale na żywo efekt momentami jest aż za mocny – sztuczny :) Beżowa kredka radzi sobie doskonale z powiększaniem optycznym oka i nie podpada za bardzo jak już spotkamy kogoś twarzą w twarz :) Nie znałam wcześniej tego bloga, ale widziałam link u Gosi i na pewno zostaję na dłużej :)
Dzięki wielkie, buzi! :)
Dlatego też doradziłam jej też ecru ;)
Teraz już wiem co zrobić z tymi suchymi plackami z których makijaż się wykrusza ;) No, ale nie wiem czy będę miała wystarczająco samozaparcia żeby robić peeling godzinę wcześniej ;/
Na pewno się uda, ja będę walczyć z tym samym! :)
Najważniejsze jest nawilżanie, nawilżanie i nawilżanie :D
Nie mylmy z tłuszczeniem twarzy. Odpowiednia pielęgnacja bardzo dużo daje ;)
Polecam bardzo nowy płynny kamuflaż z catrice, bardzo dobre krycie, nie ma tak tępej konsystencji jak standardowy kamuflaż i bardzo dobra cena, jeśli zaczynasz przygodę z tego typu produktami to powinnaś być zadowolona, ja będę właśnie polować na drugą sztukę :-)