Przed przeczytaniem tego wpisu radzę porządnie się zrelaksować, przygotować sobie leki przeciwbólowe, a przede wszystkim potraktować go z ogromnym przymrużeniem oka. Ten tekst piszę nie tylko z racji bycia wieloletnią mieszkanką jednej z nadmorskich miejscowości, ale i z perspektywy osoby, która przez kilka sezonów pracowała w nadmorskiej knajpce z jedzeniem.
TURYSTA PAN I WŁADCA
Wiem, wiem. Większość turystów miesiącami czeka na to, by wreszcie wsiąść w jakiś środek lokomocji i spędzić czas nad morzem. Są podekscytowani, ale i pewnie zmęczeni podróżą z drugiego końca Polski. Ci bardziej upierdliwi podczas urlopu zamieniają się w pana i władcę. I wbrew pozorom, ta postawa charakteryzuje nie tylko mężczyzn. Jesteś takim władczym turystą? Uświadom więc sobie, że fakt, że przyjechałeś na wakacje nad morze nie oznacza, że jesteś tutaj najważniejszy. Uwierz, że dla miejscowych osób jesteś tylko kolejnym turystą, na którym mogą trochę zarobić. Albo i nie- nie wszyscy prowadzą nadmorski bar, czy wynajmują pokoje. Zatem dla drugiej części mieszkańców jesteś tylko turystą. Nikim szczególnym. Więcej mają z Ciebie powodów do narzekań, niż do radości. Nie zachowuj się jakbyś był co najmniej Królową Wielkiej Brytanii. Nie jesteś nią i z całą pewnością nigdy nie będziesz. Skoro oczekujesz miłego traktowania i szacunku – okaż go innym!
KELNER NIE JEST SŁUGĄ, ON MA PO PROSTU PODAĆ CI POSIŁEK.
Rodzinka zgłodniała, więc trzeba coś zjeść – naturalna kolej rzeczy, bez względu na to gdzie jesteśmy. Jednak turysta jest na wakacjach, więc nie wypada gotować samemu. Wybiera więc najbardziej odpowiadającą mu knajpkę/bar/restaurację (niepotrzebne skreślić) i zasiada z rodziną do stołu. Po dokładnym przejrzeniu menu każde z nich wybiera najbardziej pasującą mu opcję. Dookoła nich wszystkie stoliki pełne, a kelnerów/barmanów kilku. Turyści widzą doskonale, że kelnerzy mają pełne ręce roboty i uwijają się jak mrówki, a w brzuchu im burczy, bo nie mieli kiedy jeszcze zjeść śniadania. Mija kilka minut, los uśmiechnął się do turysty i może wreszcie złożyć zamówienie. I drogi turysto, zwrócę się tutaj bezpośrednio do Ciebie – uwierz, że naprawdę warto być wtedy miłym- od tego zależy, w jakiej atmosferze zjecie posiłek. Jeśli będziesz nadętym gburem- kelner z pewnością tak Cię potraktuje. Owszem, powinien być miły, uśmiechnięty- jednak jest tylko człowiekiem, ma prawo być zmęczony/głodny/zgrzany (niepotrzebne skreślić) i tak zazwyczaj jest. Kelnerzy zaczynają pracę rano, kończą wieczorem, nierzadko bez chwili przerwy na papierosa. Jeśli więc zaczniesz traktować go z góry, uwierz, że i on spojrzy na Ciebie z tej perspektywy. Kelner nie jest Twoim sługą, nie jest Twoim parobkiem. Jego zadaniami są tylko przyjęcie od Ciebie zamówienia, dostarczenie jedzenia do Twojego stolika i dopilnowanie, abyś uregulował swój rachunek. Nic więcej. Jeśli coś Ci nie smakuje- nie wyżywaj swojej złości na kelnerze. To nie jego wina, nie on przyprawiał Twoje danie, on jedynie złożył zamówienie. Jeśli więc coś Ci nie pasuje, zawołaj kelnera i poproś kucharza i porozmawiaj z nim. Kelnerowi daj spokój, inaczej na deser poczekasz wieczność. Uśmiech nie boli. Jeśli jednak jesteś zadowolony- warto zostawić barmanowi/kelnerowi napiwek. Uwierz, zapamięta to i doceni.
HAAALOOO, JESTEM Z WARSZAWY WIEEESZ?
Brzmi kosmicznie, jednak nie będę pisała o żadnej odległej galaktyce, a o dziwnym zjawisku, które ma miejsce od kilku lat. Wyobrażacie sobie, że ludzie potrafią na poczcie poprosić o “znaczek do Warszawy”? Mam starą znajomą, latem dorabiała sobie na poczcie, zajmowała się obsługą na stoisku, gdzie można kupić znaczki i kartki pocztowe, oraz takie pierdoły typu maskotka, czy długopis. Wierzcie lub nie, ale opisywane przez nią zdarzenia wołają o pomstę do nieba. Oprócz obsługi klientów musi ona bowiem jeszcze wysłuchiwać totalnych bzdur. Notorycznym dziwactwem jest prośba o znaczek do Warszawy, ze szczególnym podkreśleniem miejscowości. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie słowa: „Poproszę o jeden znaczek normalny i jeden do Warszawy„. Od kiedy na pocztówkę do Warszawy należy kupić jakiś specjalny znaczek? Tak więc drogi turysto- swoją kartkę wyślesz gdziekolwiek chcesz (na terenie kraju) na normalnym znaczku. Wartość znaczka zależna jest od wagi Twojej przesyłki, a nie od miejscowości, do której ją adresujesz. I nie. Warszawa nie ma specjalnych znaczków. No naprawdę, nie ma.
Co ciekawe, jeśli czasem wdasz się w rozmowę z takim połączeniem turysty pana i władcy z “helooł, jestem z Warszawy” – okazuje się, że on wcale z Warszawy nie jest. Mieszka w jakiejś wiosce na przedmieściach i swoją warszawskością jegomość krzywdzi tylko mieszkańców stolicy, którzy później – przez zasługi jegomościa – postrzegani się stosunkowo nie miło. Osobiście znam wiele osób z Warszawy, które urodziły się tam i mieszkają od dziecka – żadne z nich nie afiszuje się z tym na każdym kroku.
A MOŻE RABACIK, HEHE?
Nie. Przychodząc pierwszy raz do bary/restauracji/knajpy- również nie otrzymasz zniżki. Ewentualna obowiązuje stałych klientów i uwierz, barmani nie są idiotami i wiedzą, z jaką częstotliwością odwiedzasz ich miejsce pracy. Mają pamięć do twarzy. Jeśli więc uznają to za stosowne przyznają Ci zniżkę. Jeżeli w willach, czy pensjonatach obowiązują jakieś zniżki za pobyt – dowiesz się o tym, zanim jeszcze zdecydujesz się na dane miejsce. Sorry. Nam, miejscowym, nikt nie daje rabatu na rachunek za prąd, czy wodę.
KASJERKA TO NIE ROBOT
Poranne zakupy przed plażą to zazwyczaj pikuś. W bułki można zaopatrzyć się w osiedlowym sklepie. Jednak kidey wieczorem trzeba kupić piwko/wódeczkę/winko/napoje (niepotrzebne skreślić) wybiera się raczej sklep, w którym jest nieco większy wybór. Więc turysta wchodzi do sklepu, do koszyka wkłada to, czego potrzebuje i kieruje się do jednej z kas. I tu doznaje szoku, bo do każdej z nich kilku, a czasem kilkunastoosobowa kolejka. Trudno, turysta wybrał tańszy dyskont chcąc zaoszczędzić- musisz przecierpieć i odczekać swoje. Naturalna kolej rzeczy. Zawsze jednak trafi się w kolejce turysta pan i władca. Mógł wybrać jeden z wielu osiedlowych sklepów, co prawda przepłaciłby kilka groszy, ale miałby gwarancję tego, że stojąc w kolejce spędzi znacznie mniej czasu. Zatem głośno i chamsko rzucane w kierunku kasjerek teksty typu: „Długo jeszcze?„, „Mogłaby się Pani ruszyć!„, „Boże, co za sklep…„, „Zaraz tu jajko zniosę…„- nie są na miejscu. Uwierz, że kasjerka również nie jest zadowolona. Poniżasz ją, przez co zaczyna się denerwować, w efekcie czego może się pomylić i wszystko będzie trwało jeszcze bliżej. Kasjerka jest zmęczona, prawdopodobnie głodna, a przy swoim stanowisku siedzi od kilku godzin nie mogąc nawet ruszyć się do toalety. Stój więc grzecznie, lub wybierz inny sklep. Po za tym, drogi turysto panie i władco – komu chcesz zaimponować? Przed kim zabłysnąć? Przed nastolatkami, które po cichu się zaśmieją, bo ich pokrętna logika niewiele różni się od Twojej?
PLAŻA JEST PUBLICZNA
Piękna pogoda, od rana grzeje słońce, kreska na termometrze rośnie. Turysta pakuje manatki i wybiera się na plażę. Ku jemu zdziwieniu przed Wami dotarła tam już spora grupa ludzi. Ciężko znaleźć miejsce, ale udaje się. Wczasowicz szczęśliwie rozkłada kocyk, wbija parawan, lokuje pieska, potem dzieci. I już. Siedzi. Zapomniał jednak, że plaża jest miejscem publicznym. Nie każdy chce zostać obsypany piaskiem, czy oblany wodą. Nie każdy chce słyszeć o tym jakie masz plany na wieczór wobec swojej żony/dziewczyny/kochanki (niepotrzebne skreślić). Serio. Nikt nie chce też widzieć gołego tyłka Twojego dziecka – rodzicu, szanuj jego i siebie, załóż mu kąpielówki. Tak, są kąpielówki dla dwulatków, dla rocznych dzieci także! Większość osób na plaży nie chce też wdychać dymu z Twojego papierosa, ani zostać obsikana przez Twojego psa. A właśnie. Pamiętasz ten znak, który mijałeś wchodząc na plażę? … Co więc robi tu Twój pies?
KULTURA? A CO TO W OGÓLE JEST?
Straszny tłok na ulicach, skwar. Jednak turysta zatrzymuje się na środku chodnika, by poprawić sobie fryzurę/poszukać czegoś w torebce/zawiązać sznurówkę/porozmawiać/zastanowić się, gdzie pójść dalej. Wstrzymuje w ten sposób ruch i skutecznie uniemożliwia przejście innym. Jeśli ktoś poprosi, warto się przesunąć. Oczywiście taki turysta, jak każdy normalny i zdrowo myślący człowiek mógłby stanąć gdzieś z boku. Tylko po co?
Tak, turysta ma szczęście. Ogromne szczęście! Jest mega szczęściarzem, bo beztrosko spędza wakacje nad morzem. Ten sam turysta, który ma to ogromne szczęście powinien także wziąć pod uwagę fakt, że 90% mieszkańców wybranej przez niego miejscowości nie ma wakacji. Dla nich to okres jak każdy inny- chodzą do pracy, chodzą na zakupy, wychowują dzieci. Naprawdę więc nic turyście się nie stanie, jeśli poproszony przesunie się i przepuści matkę pchającą wózek z płaczącym dzieckiem. Korona mu z głowy nie stanie, jeśli przepuści pieszego na pasach. Może śpieszy się, by zdążyć do pracy i podać turyście obiad w knajpie, do której właśnie się wybiera?
Uwierzcie, że o dziwnych zachowaniach turystów można by pisać godzinami. I podejrzewam, że tego typu zachowania mają miejsce nie tylko nad morzem. Na szczęście zdarzają się normalni, uśmiechnięci ludzie, którzy przyjechali odpocząć, a nie kręcić afery.
Jednak przykrym jest, że jadąc na wakacje oczekujemy królewskiego traktowania, podczas gdy sami zachowujemy się jak wieśniacy. Jeżeli oczekujesz szacunku – najpierw okaż go innym.
Miesiąc po wyprowadzce z Łodzi do Gdyni: czysto, pięknie, ludzie się uśmiechają. Serio. Sąsiedzi których jeszcze nie znam witają się, w lesie można spotkać biegaczy, którzy doradzą gdzie iść. Takiego miejsca dla siebie szukaliśmy.
Mazowieckie, łódzkie to jeden wielki śmietnik zachowaniowo-chodnikowy. Ludzie się śpieszą, pyrgają, śmiecą. Oczywiście nie wszyscy, ale większość….
Było.
Było coś podobnego: https://misscaroline.pl/2015/07/czego-nie-robic-na-wakacjach-nad-morzem/ ;)
Cieszę się , że nie zaliczam się do typu turysty pan i władca ;) Dla mnie wszystko jest jasne ;) Jak kto jest wychowany to tak się zachowuje między ludźmi .Byłam kilka razy nad morzem i też już nie jedno widziałam ;)
Ogólnie propsy za ten wpis. Oby dał do myślenia tym co w najbliższym czasie wybierają się nad morze. Widzę, że na górze bloga masz zdjęcie zrobione w Władysławowie :D Sama jestem z okolic i pracuję jako kelnerka w barze we Władku i teraz podczas majówki odczułam to, że klienci traktują kelnerów jak sługi…
Aniu, ja mieszkam we Władysławowie. ;)
Helooooooooooł teraz ja jestem Pan i Władca z Warszawy. Żaden ze mnie słoik i tak mi tu dobrze, że wcale nie chcę z powrotem do Starzyna :D
Tak na poważnie, kilka sezonów pod rząd pracowałam na poczcie dokładnie na takim samym stoisku i dokładnie wiem o co chodzi. Rozumiem, że ludzie na wakacjach wyłączają mózg, ale litości.
– Zwykły czy priorytet?
– Tak
No to… Także tego… TAK.
:D
Chyba nie jestem typem Pana i Władcy, bo sama takich typów nie znoszę :) Jakbym szukała miejscówki na wakacje to widzę, że na dole strony jest link do fajnej willi :)
Bardzo fajnej! ;)
Też pisałam o turystach, których nie lubię, rok temu ;)
O tym można by pisać epopeje :D
Hahaha, żeby tylko. ;)
Chyba wszędzie wygląda to tak sam, o w Krakowie również mnóstwo turystów i te same zachowania niestety plus brak szacunku dla mieszkańców miasta którzy również mają prawo w nim normalnie żyć. Fundamentalną zasada przed wyjazdem gdziekolwiek powinien być szacunek dla drugiego człowieka. Wtedy wielu z tych sytuacji najzwyczajniej by nie było.
Zgadzam się. ;)