Każdy ma kompleksy, każdy ma też w sobie coś z czego jest dumny.
Co wpędza mnie w kompleksy?
- Zacznijmy od twarzy. Nie lubię swoich totalnie asymetrycznych ust. Idealne pomalowanie ich krwistoczerwoną szminką jest po prostu wyczynem na miarę dzieła jakiegoś malarza. Serio. To właśnie ustach spędzam najwięcej czasu podczas codziennego makijażu.
- A teraz będziecie mogli się pośmiać, bo… Moim największym kompleksem są… Moje uda. Mówię całkiem poważnie. Są dni, kiedy patrzę na nie nieco bardziej przychylnym okiem, ale to zdarza się naprawdę rzadko. To mój największy kompleks, z którym walczę od wielu, wielu lat.
- Ostatnią rzeczą, jakiej w sobie nie lubię są… Stopy. Tadaaaam. Nie dlatego, że są jakieś krzywe czy coś. Po prostu są malutkie. Pamiętacie jak szukałam butów na wesele w styczniu? Znalezienie ich było gorsze od szukania monety, która wpadła do piasku do plaży! Na co dzień noszę rozmiar 36, jednak większość balerin w tym rozmiarze jest na mnie za duża!
Co kocham w swoim ciele?
- WŁOSY. To mój numer jeden, naprawdę. Mimo tych wszystkich zmian kolorów, tony rozjaśniaczy, tonerów i farb – nadal są gęste, nadal szybko się regenerują, nadal szybko rosną! Moje włosy swoją moc odziedziczyły chyba po moim tacie, który również ma silne i gęste włosy. Dlatego tak bardzo chce mi się śmiać, kiedy ktoś mówi mi, że po kolejnym farbowaniu stracę włosy.
- Bardzo lubię swoje paznokcie. Kiedy byłam nieco młodsza, często je obgryzałam i to tak wiecie, konkretnie. Na szczęście udało mi się zwalczyć ten okropny nawyk i od dłuższego czasu cieszę się długimi, ładnymi paznokciami, które maluję średnio co dwa dni.
- Uwielbiam swój brzuch i kości biodrowe. Nie wiem dlaczego, ale tak po prostu już jest, że jest to ulubiona partia mojego ciała.
Kiedyś było tak, że kiedy ktoś wytykał mi moje kompleksy – długo potem przeżywałam to w sobie. Po wielu latach nauczyłam się nad nimi pracować i po prostu z nimi żyć. Przecież nie przedłużę sobie stóp, ani nie poddam się zabiegowi na usta, żeby były idealne. Na co dzień staram się skupiać na tym co w sobie lubię i uwierzcie, od razu żyje się łatwiej. Nikt z nas nie jest idealny i nawet największe piękności mają ukryte kompleksy. Jednak kiedy uda nam się zaakceptować to, czego w sobie nie lubimy – dużo przyjemniej spogląda się w lustro.
Ja: okulary: Romwe | kurtka – klik | koszulka – Romwe | spodnie – SheIn | baleriny – BonPrix |
torebka – Romwe | komplet spodenki i koszulka – klik
Kuba: czapka – H&M | bluza – Mosquito | spodnie – szyte przeze mnie | buty – Zippy
Ja dla odmiany uwielbiam swoje usta :P
Choć jako nastolatka ich nienawidziłam, wydawało mi się, że duże i pełne usta to coś strasznego :D
Co do ud mam to samo :) wiecznie widzę w nich coś nie tak, nawet jak mąż mi mówi, że nogi mam jak zapałki to ja i tak czuję jakby były grube :D
No taka moja fanaberia ;)
Wiele lat nie lubiałam swoich oczu, że niby za duże (nie wiem co ja z tą wielkością) i zmniejszałam je optycznie grubą czarną kreską w oku :) Dopiero niedawno udało mi się przełamać i nie namalować dolnej kreski. O dziwo spodobało mi się :P
To już chyba z wiekiem zaczynam się coraz bardziej akceptować i mniej krytycznie na siebie patrzeć :)
Brakuje mi Twojego kolczyka nad ustami :D
Dodawał Ci tego czegoś :D
Możesz przestać mnie kusić? :D
Włosów to Ci chyba każdy zazdrości! Są rewelacyjne!
Oj tam oj! :)
Ja nienawidzę swoich ud i brzucha ;(
kolorowe-usta.blogspot.com