Nigdy nie byłam zwolenniczką tego, aby prywatne życie (mam tutaj na myśli relacje w związku) przekładać w jakikolwiek sposób na bloga. Dopiero po 82 dniach jestem gotowa cokolwiek Wam wyjaśnić.
Wychodzę z założenia, że sprawy prywatne najzwyczajniej w świecie zostawia się w łóżku. Dlatego też rok temu tak późno dowiedzieliście się o moim związku. Dlatego też przez miniony rok jakiekolwiek wzmianki na temat mojego ówczesnego partnera były w znikomej ilości. Dlatego też nigdy nawet go nie zobaczyliście. Dlatego też dopiero teraz oficjalnie piszę Wam o tym wszystkim.
Osoby bardziej uważne od razu dostrzegły pewną zmianę, choć do niedawna na żadnej blogowej płaszczyźnie tego nie potwierdziłam. Nie odczuwałam takiej potrzeby. Nie chciałam, abyście wysyłali mi wirtualne poklepania po plecach i abyście musieli wirtualną chusteczką ocierać moje łzy. Nie chciałam też, aby jakiekolwiek złe słowo spłynęło na mojego byłego partnera tym bardziej, że decyzja o rozstaniu była naszą wspólną, przepracowaną, pewną.
Od blisko trzech miesięcy jestem sama, mieszkamy z Kubą u moich rodziców. Piszę o tym teraz tylko dlatego, że chciałabym, aby sprawa była jasna. Ostatnio na blogowym fan page wymknął mi się tekst, że na urodę chyba ta samotność mi służy, po czym zarówno w komentarzach, jak i prywatnych wiadomościach miałam spory odzew zdziwionych tym zdaniem czytelników. Prawdę mówiąc niekoniecznie mnie to zadziwiło, jednak potwierdzanie tego faktu każdemu z osoba było stosunkowo dziwne. Z drugiej jednak strony zawsze byłam z Wami szczera, więc chciałabym, aby tak było i tym razem.
Początek nie był łatwy, co zresztą miało swoje odniesienie w dwóch mocniejszych wpisach na przełomie marca i kwietnia (“Bisz w słuchawkach i jadę.“, oraz “Nie zasypiam, nie budzę się rano“). Stąd późniejsze wpisy o wszelkiego rodzaju sztormach jakie miały miejsce – teraz znacie już ich przyczynę. Moim sposobem na przetrwanie pierwszych tygodni było całkowite popłynięcie w kierunku pracy i zleceń. Od rana do wieczora nie robiłam niczego innego, aby móc kupić wymarzone białe meble. Później czas zajmowało mi wizualizowanie pozostałych elementów i dodatków. I dzięki Bogu potem za oknem było już ciepło.
Teraz jest dużo łatwiej i prawdę mówiąc, kiedy realnie i spokojnie na to wszystko patrzę, widzę znacznie więcej plusów obecnego stanu rzeczy. Zaczynam ponownie dostrzegać plusy samodzielnego macierzyństwa, a i Kuba jest o wiele bardziej szczęśliwy, co widać gołym okiem. I to jest najważniejsze. Ja znów mam czas i możliwości, których brakowało mi w Gdańsku, o czym wspominałam niejednokrotnie. Przez ten rok jednak musiałam nauczyć się żyć bez swoich najbliższych znajomych, co niestety ma swoje przełożenie teraz – nie widziałam się jeszcze z żadną z dziewczyn. Chciałabym, ale jakoś nie mogę się jeszcze przełamać i choć czuję się z tym podle wiem, że żadna z tych znajomości nie przepadnie z tego powodu, a stracony czas z łatwością będzie można nadrobić. W tym momencie znów potrafię w przyszłość patrzeć przez różowe okulary i jestem z tego dumna, ponieważ dojście do tego stanu rzeczy cholernie dużo mnie kosztowało. Oczywiście, czasem zdarzają mi się dni (a właściwie noce), kiedy to nie mogę spać i płaczę w poduszkę, ale kto ich nie ma?
Nie wiedzieć dlaczego mam w sobie ogromne uczucie odnośnie tego, że moje życia zaczyna się właśnie teraz. Prawdziwe życie. Szczęśliwe i pełne. Nie potrafię tego w żaden racjonalny sposób potwierdzić konkretnymi przykładami, jednak wiem, że tak jest. Czuję to wyraźnie. A moje przeczucia rzadko się mylą (stety i niestety).
Ktoś złośliwy mógłby teraz powiedzieć, że straciłam cały rok czasu i nic z tego nie mam. Owszem mam – oboje z Kubą jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia, co mi osobiście pozwoliło wyciągnąć ogromne wnioski na przyszłość.
Dodatkowo chciałabym nadmienić, że każdego rodzaju próby hejtu pod tym wpisem kończyć się będą dożywotnim banem. Płakać i żałować też nie macie.
Jest jak jest, a teraz będzie już tylko lepiej.
***
Ja: kombinezon – klik | strój kąpielowy – klik
(Dziewczyny, pytałyście mnie o ten strój kąpielowy na fan page – jestem w nim zakochana! Na żywo prezentuje się znacznie ładniej niż na zdjęciach! Na najlepsze bikini jakie w życiu miałam!)
Kuba:koszulka – Reserved
“Będzie, co ma być, a to, co będzie, będzie dobre” :)
Dokładnie tak :-)
Podziwiam Cię, że zdecydowałaś się o tym napisać :)
Nie będę dużo pisać, bo wszystko już przegadałyśmy :)
;-)