Ojcem, a właściwie dawcą – może zostać każdy mężczyzna, bez względu na to jakim jest człowiekiem. Niestety nie każdy z nich zasługuje na miano “taty”. Kuba go nie ma. Jak reaguje na to otoczenie?
Z zasady nie kieruję się opinią innych osób, szczególnie kiedy dotyczy ona mojego życia osobistego. Wychodzę z założenia, że sama kieruję moim życiem i nikt go za mnie nie przeżyje, a także nikt nie wie jakich emocji miałam okazji doświadczyć w przeszłości, w efekcie czego nie powinien rościć sobie prawa do dawania mi cennych rad (szczególnie kiedy wynikają one z czystej złośliwości). Generalnie na chwilę obecną na bieżąco ze zmianami i sytuacjami jakie mają miejsce w moich życia są jedynie trzy osoby (nie licząc moich rodziców i samego Kuby). One dobrze wiedzą, dlaczego jest tak, a nie inaczej.
JAK REAGUJĄ LUDZIE, KIEDY MÓWIĘ, ŻE KUBA NIE MA TATY?
Jak pewnie się domyślacie, nie chodzę po mieście z przyklejoną do czoła karteczką, która informuje innych o tym, że wychowuję Kubę sama. Moje życie prywatne jest moim prywatnym, jednak czasem na placach zabaw, w sklepach, czy innych miejscach publicznych, chcąc nie chcąc muszę o tym delikatnie wspomnieć. Ze względu na pytania, za którymi nie przepadam: “Na tatę czekasz?” i im podobnym. Kuba wpuszcza je jednym uchem i wypuszcza drugim, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego o czym mowa, a wręcz ma to po prostu gdzieś. Z nim nie wkroczyłam jeszcze na ścieżkę trudnych pytań, więc wszystko przede mną.
Kiedy padnie już z moich ust zdanie: “Wychowuję syna sama.” reakcje ludzi są naprawdę różne. Jedni uśmiechają się i wbijają wzrok w trawę nie wiedząc, co właściwego powiedzieć. Inni mówią, że im przykro, inni gratulują siły. Jeszcze inni gratulują mówiąc, że nie warto tkwić w związku ze względu na dziecko. Inni próbują mnie pocieszać mówiąc, że jestem młoda i ładna i pewnie jeszcze znajdę odpowiedniego faceta. Jeszcze inne osoby wypisują sobie na twarzy takie przerażone “woooow!” – całkiem podobnego do tego, kiedy dowiadują się, że wcale nie mam 19 lat, a 27.
Tyle, że…
Mi nie jest przykro i uważam, że nie ma mi czego gratulować. Nie trzeba mnie pocieszać, bo nie jest mi smutno z tego powodu. Uważam, że świadome decyzje należy brać na klatę razem z ich konsekwencjami, o czym zresztą pisałam we wpisie: “Chciałaś? Wybrałaś?” (klik), który dwa lata temu odbił się sporym echem.
Nie biorę więc do siebie reakcji ludzi, bez względu na to jakie one są. Nie uważam się za lepszą, fajniejszą, czy bardziej pokrzywdzoną. Mam takie życie, jakie świadomie wybrałam i jakie kocham. Prawda jest taka, że tutaj nie ma na co reagować, ponieważ samodzielne macierzyństwo jest coraz bardziej powszechne, a samotnych matek wreszcie nie wytyka się palcami i nie wyzywa się ich od kobiet lekkich obyczajów, które się puściły. Ludzie są coraz bardziej świadomi tego, że nie warto jest męczyć się z kimś pół życia, tylko ze względu na dziecko. Ja wychodzę z założenia, że dziecko będzie zdecydowanie bardziej szczęśliwe przy spokojnej matce niżeli w domu, w którym jest oboje rodziców, którzy kłócą się przy każdej możliwej okazji.
Nie ma aż tak dużego znaczenia, czy dziecko ma oboje rodziców, czy jest wychowywane przez jednego z nich. Nie ma żadnego znaczenia, jak reagują na to ludzie. Wiecie co jest najważniejsze? Aby dziecko czuło się kochane, potrzebne i bezpieczne. A ja mam pewność, że mojemu synowi tej pewności nie brakuje.
Super wpis, zgadzam się z nim w 100%. Cały czas podkreślam, że wolę żeby moje dziecko miało rodziców, którzy żyją w zgodzie ale osobno. Niż jak miałoby patrzeć na ciągłe kłótnie. Wtedy ludzie doznają olśnienia i przyznają, że moje decyzje mają jednak sens :)
Pewnie, że mają! :)
Też zawsze byłam takiego zdania. I w takiej sytuacji też lepiej jest jak tego ojca nie ma wcale, niż jak się szanownie okazjonalnie pojawia i zabiera gdzieś dziecko. Moja znajoma ma z tym ogromny problem. Jej córka bardzo źle znosi takie spotkania. W tym klimacie te spotkania są zwykle po to, by tylko matce dopiec, bo takiemu facetowi wcale nie zależy na relacjach z dzieckiem, które mimo, że sporadyczne są bardzo kiepskie.
<3