Najgorsze jest to, że ten moment na pewno kiedyś nadejdzie. Nie uniknę go, nie unikniesz go Ty, Twoje dziecko również tego nie zrobi. Mówi się, że nigdy nie ma odpowiedniego momentu na zajście w ciążę, ale czy jest jakiś odpowiedni moment na śmierć?
Przed zajściem w ciążę byłam lekkoduchem. Dbałam jedynie o siebie, odbijając się od imprezy do imprezy i nie przejmując się zupełnie niczym. Liczyła się dla mnie dobra zabawa, oraz to, co było “tu i teraz”, nie dbałam o następny dzień. Jeszcze kilka lat przed pojawieniem Kuby próbowałam odebrać sobie życie. Teraz oddałabym wszystko, by móc nigdy nie odpuszczać tego świata. Cóż za przewrotność losu… Kiedyś było mi wszystko jedno, czy umrę, jak umrę, a teraz – boję się tej chwili panicznie, a po dłuższej chwili rozważania tej kwestii dochodzę jedynie do dwóch wniosków.
Nie uniknę tego, Ty też.
Wszyscy umrzemy. Ja, Ty, nasi rodzice, nasi ukochani, nasze rodzeństwo, nasze dzieci, a nawet ta wredna sąsiadka, która uprzykrza Ci życie. Ta wredna szefowa, ten arogancki szef – również. Bez względu na to, czy jesteśmy biedni, czy bogaci; bez względu na to, czy jesteśmy szczęśliwi, czy nie; bez względu na nasz status materialny, status związku – wszyscy skończymy tak samo. Umrzemy w dniu, którego nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Zresztą, gdyby istniała możliwość poznania daty swojej śmierci – czy chcielibyśmy ją poznać, a potem w pocie czoła wynagradzać innym zło, które wyrządziliśmy? Wbrew temu co mówią czasem inni uważam, że na śmierć nie da się przygotować.
Może, gdybym nie była matką – postrzegałabym temat nieco inaczej. Może, gdybym była bardziej wierząca ufałabym, że czeka mnie coś jeszcze lepszego. Może gdybym znów miała jakąś depresję cieszyłabym się, że mój ból się skończy. Tego nie wiem.
Wiem jednak, że piekielnie boję się tego dnia. Zapewne jak Ty.
Mamy jeszcze tyle do zrobienia.
Nasze dzieci są jeszcze małe, ale i my wcale nie jesteśmy tacy starzy. Tyle przed nami wszystkimi. Kolejne Święta, kolejne powitanie nowego roku, kolejne wakacje. Niby jesteśmy zdrowi, niby jesteśmy szczęśliwi. Zarówno ja, jak i Ty. Tak, Ty też. Wszyscy mamy w życiu jakiś cel. Wszyscy chcemy być dobrymi ludzi, spełniającymi marzenia rodzicami, którzy z miłością spoglądają na swoje dzieci.
A co, jeśli nie będzie jutra? Może ktoś z nas zginie w wypadku samochodowym jeszcze tego wieczoru? Może ktoś z nas podczas wieczornego wyjścia z psem spotka na swojej drodze rozwścieczonego szaleńca, który wbije nam nóż w brzuch? Może komuś z nas przypadnie dzisiaj doznać silnego szoku, w skutek którego zatrzyma się serce? A może dziecko kogoś z nas, podczas wygłupów uderzy głową o panele tak mocno, że nic nie będzie dało się już zrobić? Może podczas korzystania przez nas z toalety nasze dziecko zechce pooglądać niebo przez okno i przypadkowo ześlizgnie się z parapetu? Możliwości są setki, tysiące, a te chwile zazwyczaj nie są długie – to jedynie ułamki sekund, które potrafią zmienić wszystko.
Nie wyobrażam sobie, abym miała teraz opuścić ten świat. Mam sporo do zrobienia. Mój syn, którego wychowuję samodzielnie, miesiąc temu skończył dopiero cztery lata. Mam bardzo wiele do zrobienia. Muszę pokazać mu świat, wyjaśnić mu – jak odróżnić dobro od zła. Mnóstwo pracy przede mną. Mam jeszcze tyle marzeń, które chciałabym zrealizować.
Ty też, prawda?
Niestety prawda jest taka, że bez względu na to kim jesteśmy i jak żyjemy – wszyscy skończymy tak samo. Nie wiemy tylko kiedy. Tak kruche jest nasze życie.
Dlatego warto wyciskać maksimum z każdego dnia. Kochać każdego dnia. Uśmiechać się każdego dnia. Nawet, jeśli czasem jest to cholernie trudne.