Mniej więcej rok temu postanowiłam, że jesienią 2016 go wykorzystam i zapiszę się na kurs. Czułam to, serio. Niezależność, swobodę, pewność – i wszystko to przekreślił POLICJANT, KTÓRY WJECHAŁ NAM W TYŁEK.
Chciałam, ale trochę się bałam. Sama wiedziałam, ale też i tata często powtarzał mi, że z racji tego, iż wychowuję Kubę sama – prawo jazdy mi się przyda. Nie przeczyłam, miał rację. To miała być realizacja mojego urodzinowego prezentu, który rodzice obiecali mi parę lat temu. Wreszcie poczułam się gotowa – było to wiosną minionego roku. Już rok wstecz zaczęłam większą uwagę przykładać do znaków, skrzyżowań, a przede wszystkich zachowań kierowców. Uwierzyłam, że mimo małego wypadku, jaki spotkał mnie jako ośmiolatkę dam radę- wtedy skręcając rowerem i sygnalizując zostałam uderzona przez kierowcę. Bolało. Mega bolało, ale tak się bałam, że z łokciami i kolanami brudnymi od krwi prowadziłam rower 2 km do domu. Rok temu byłam pewna siebie mimo tego, że wciąż bałam się skręcania w lewo – mój uraz nie był nieuzasadniony.
A teraz wyobraź sobie sytuację…
Jedziesz z rodziną na zakupy do Centrum Handlowego w Gdyni. Jedziecie krótszą, a nie główną trasą – na czym powinniście zaoszczędzić kilkanaście minut. W środku sezonu to naprawdę sporo czasu i wiedzą o tym wszyscy, którzy wybrali się nad morze latem. Humory Wam dopisują – a dlaczego nie? Jesteście już kilka km od celu. I nagle…
Zatrzymujecie się na światłach i nagle ktoś z impetem wjeżdża Wam w tył samochodu, centralnie. HUK, a potem cisza, każdy się rozgląda. Kuba płacze, ja nie mogę zamknąć szczęki i boli mnie kark, mamę boli kark, tata – kierowca, wściekły, ale i przerażony. Zanim ktokolwiek z nas wysiadł z samochodu – przeanalizowaliśmy sytuację. Jeśli ten ktoś nie uderzyłby w nas – zabiłby pieszych, na naszych oczach. Jesteśmy cali? Pozornie tak.
Okazuje się, że tym okropnym kierowcą był policjant, który akurat kichnął. Kumacie? Kichnął. Kuźwa, kichnął na tyle, że nie ogarnął pasów, pieszego i nas. Jego samochód oberwał gorzej, dużo gorzej.
Nie wzywaliśmy policji, spisaliśmy dane, ubezpieczenie ogarnęło i niby wszystko ok, ale… Nie do końca.
Uraz…
Mniej więcej miesiąc po tym zdarzeniu jechaliśmy samochodem do Sosnowca. I nigdy więcej. Każde wyprzedzanie, wszystkie te momenty, kiedy to nas wyprzedzano… Te sekundy, kiedy ktoś nagle wyjechał i trzeba było ostro hamować… Nie przeskoczę tego i jestem wściekła.
Uraz fizyczny przeszedł, albo raczej rozszedł się – lepiej powiedziane, bo pogłębił moje problemy z kręgosłupem. Psychicznie jednak czuję MEGA blokadę. Jako pasażer czuję się źle, od mniej więcej roku staram się przezwyciężyć swój lęk robiąc krótsze i dłuższe trasy, ale… nie mogę. Każdy zakręt, przyspieszenie, wyprzedzenie, hamowanie.
Panie Policjancie z okolic Gdyni, dziękuję.
DZIĘKI PANU CHYBA JUŻ NIGDY NIE ZAPISZĘ SIĘ NA KURS PRAWA JAZDY.
Tym kichającym kierowcą mógł byc każdy – szewc, zwykły szary Kowalski, strazak… Policjant to też człowiek. Takie moje zdanie. Natomiast co do urazu (głównie tego psychicznego), to fakt – pozostaje na długo i znam to z własnego doświadczenia. Mam prawko od 10 lat i bardzo uważam na drodze. Nigdy się nie spieszę i w nosie mam, że ktoś za mną się spieszy i wyprzedza. Jadę na tyle, bym czuła się pewnie za kierownicą i są to zazwyczaj sporadyczne przypadki, bo z reguły siedzę na miejscu pasażera.
Ehh, tak to jest. Ja dwa dni przed swoim drugim egzaminem na prawo jazdy miałam stłuczke na światłach. Wjechała w nas ciężarówka bo koleś myślał ze wyrobie się przed czerwonym. Ból karku przeszedł ale problem z biodra mam nadal .To było w 2008. W 2013 mieszkałam w Irlandii i z kolei bus mi wyjechał centralnie w mój bok…. prawko mam ponad 9 lat, mam 27 lat i mam dużo urazów z życia, tak o jest. Nie zawsze jest kolorowo.
Kichnięcie za kierownicą może wyłączyć uwagę kierowcy nawet na 3 sekundy – tego się dowiedziałam kilkanaście lat temu na kursie na prawo jazdy właśnie.
Inna sprawa – może warto odczekać nieco i jednak spróbować przełamać uraz? :) Czas może tu zdziałać cuda. Choć każdy kierowca wie – i musi żyć z tą świadomością – że na drodze zdarzyć się może wszystko. I nawet, jeśli sam jeździ hiperpoprawnie, wystarczy, że trafi na swojej trasie choćby na kichającego policjanta, a kłopot gotowy.
Ja też nie mam prawa jazdy do tej pory – i pewnie nigdy nie zapiszę się na kurs. Niby nie miałam żadnego wypadku ani związanej z tym traumy – a jednak panicznie boję się jazdy na miejscu kierowcy i wolę podziwiać trasę z fotela pasażera. Także witaj w klubie…
Nie wyobrażam sobie życie bez prawa jazdy! Jestem niezależna, robię co chcę i kiedy chcę. Spontanicznie jak mi się czegoś zachce to po prostu to robię. Nikogo się o nic nie proszę i nie dostosowuję. To taka moja wolność. Mam ochotę to wsiadam i jadę. I się nie oglądam na innych!
Do zerówki, za rok. Moim zdaniem porównanie nieco słabe. ;)
Uważasz się za samodzielną mamę, a sama skazujesz siebie na uzależnienie od innych. To jest trochę słabe. Nigdy nie wiesz kiedy i w jakiej sytuacji możesz potrzebować prawka.
Nie czuję się na cokolwiek skazana. :-)
Uważam, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Ty masz swoje zdanie, do którego masz prawo i tyle. :-)
Myślę, że to, że on był policjantem niewiele zmienia. Trochę Cię rozumiem, bo sama miałam spory uraz do jeżdżenia samochodem właśnie przez wypadek, ale przełamałam się i zrobiłam prawo jazdy. Nie jeżdżę dużo ani często, raczej wtedy, kiedy muszę. Ale mam i w razie czego wsiądę i jadę :)
Z podobnego powodu nie ma prawka. Boje się, panikuje jadąc w aucie. Mój mąż ma anielską cierpliwość bo wciąż drę się, że jedzie za szybko (jedzie zgodnie z przepisami), żeby nie wyprzedzał itd.
Tak naprawdę, wypadki i tragedie zdarzają się wszędzie. Nawet krawężnik może być niebezpieczny dla biegającego dziecka. Fajnie jednak, że o tym piszesz ponieważ są osoby, które idą w zaparte, boją się jeździć a mimo to robią i zdają prawo jazdy..i potem na drogach mamy bardzo niebezpieczne sytuacje wynikające z braku spokoju za kierownicą.
Jak kiedyś nie mogłam sobie wyobrazić siebie za kierownicą, tak teraz nie wyobrażam sobie życia bez prawka. Kiedy zaczęliśmy myśleć o drugim dziecku postawiłam sobie warunek, że najpierw muszę mieć prawo jazdy. Lubię ułatwiać sobie życie, a wyprawa do pediatry w brzydka pogodę była ułatwieniem, bo po prostu jechałam na wizytę, po drodze mogłam zgarnąć straszą córkę że szkoły i mąż nie musiał zarywać pracy z powodu takiej błahostki jak wizyta u lekarza. Dla mnie prawo jazdy to wygoda i niezależnośc.