Ile razy malowanie farbami kończyło się rozlanym kubeczkiem? My to nawet kiedyś zalaliśmy panele pod meblami, ale… Mamy już sposób na to, aby malować farbami bez zbędnego bałaganu! Chodź, pokażemy Ci!
Przyznam Ci się bez bicia – nigdy wcześniej nie słyszałam o takim wynalazku, a nawet jeśli kiedyś mi tam gdzieś mignęło hasło farby w sztyfcie, to nie zwróciłam na nie szczególnej uwagi. Farby kocha każde dziecko i to chyba nie podlega większej dyskusji. Jednak czy tylko u nas malowanie farbami kończyło się zazwyczaj brudną katastrofą? Albo ubranie do prania, albo pomalowane meble, lub co gorsza – rozlany kubek z brudną wodą, a w efekcie tego więcej sprzątania niż zabawy. Mimo tego, że kończyło się to różnie nigdy nie robiłam z tego powodu afery – no przecież się zdarza, każdemu. Ja do dzisiaj potrafię wylać pół kubka kawy przechodząc z nim między kuchnią a pokojem – i Ty pewnie też, co?
Wracając jednak do głównego tematu – farby w sztyfcie są w naszym domu totalną nowością i jak już zdążyło się okazać – również prawdziwym hitem dla Kuby. Dlaczego? Być może dlatego, że na pierwszy rzut oka wyglądają jak kolorowy klej? A może dlatego, że do ich użycia nie potrzebujemy wody? Może dlatego, że nie brudzą wszystkiego dookoła? A może po prostu dlatego, że są wygodniejsze niż tradycyjne farby? Kiedy pytam Kuby, dlaczego tak je lubi odpowiada, że nie wie i po prostu są fajne. Okej, uznajmy więc, że po prostu są bardzo fajne. Ja lubię je za wyraziste kolory, brak bałaganu i łatwość w użyciu.
To, jaki efekt uzyskamy malując nimi zależy od tego, jakiej siły użyjemy. Przyciskając je delikatnie – mamy efekt kredek woskowych, przyciskając mocniej – farb plakatowych. Istotnym jest tutaj też fakt, że możemy nimi malować po kartkach, kartonach, płótnie i drewnie. Zasychają dużo szybciej niż tradycyjne farby i nie tracą na kolorze, nie kruszą się w żaden sposób. A co ważne dla nas, mam – nawet jeśli dziecko pomaluje nimi ubrania, ręce i nogi – wszystko schodzi bez najmniejszego problemu. Farby w sztyfcie PlayColor są też moim zdaniem łatwiejsze w przechowywaniu – nie musimy czekać aż wyschną, aby schować je do pudełka – po prostu je zakręcamy, zatykamy nakrętką i gotowe!
Z tego, co zdążyłam się zorientować, farby w sztyfcie PlayColor dostępne są w pakiecie sześciu lub dwunastu farb – oczywiście od tego uzależniona jest też ich cena. Myślę, że przed zakupem warto trochę poszperać, bo w różnych miejscach ceny są sobie nierówne. Możesz zrobić to tutaj:
Farby w sztyfcie.. dla mnie to także nowość.. Kiedy Zuzia chce malować farbami, to myślę sobie ‘nooooo nieeeeeeee..’ Rozkładam folię, gazety i wszystko inne co jest potrzebne do zabezpieczenia każdej najbliższej powierzchni :D Takie farby z pewnością są dobrą alternatywą dla tego całego bałaganu :) Wiesz czego jeszcze nie lubię? Zuzia nie ma wprawy w jakimś ‘delikatnym braniu farb na pędzelek’ czego efektem jest oblane dookoła opakowanie. Zawsze się coś upaćka.. Najczęściej są to moje ręce :D
Haha, jeśli Cię to pocieszy, to Kuba zawsze zapomina nieco “osuszyć” pędzelek po zanurzeniu go w wodzie. :D
O tym to już nawet nie wspominam ?
Pierwszy raz widzę takie farby. Trochę mi się z pastelami olejnymi skojarzyły. Pastele olejne uwielbiam, ale zawsze mega brudzą dłonie, rękawy i wszystko dookoła. Sztyft to rewelacyjne rozwiązanie.
Oj, takie farby zdecydowanie by się nam przydały – bo przy tych tradycyjnych całe mieszkanie niejednokrotnie ucierpiało ;) Naprawdę świetny patent!
Świetna alternatywa dla farb. Mnóstwo plusów. Ale farby też mają swój urok. Takie tradycyjne. Trzymanie pędzelka, precyzyjna. Ale dla takich maluchów to super rozwiązanie.
Rewelacja, nie słyszałam o nich, ale muszę je sprezentowac mojej córce.
Ciekawy pomysł :) Chociaż u nas każdy pretekst jest dobry, by porozlewać trochę wody, czasem myślę, że Franek chwyta farby tylko dla tej wody właśnie :)
Uwielbiam Twoje posty :) i farbki i sposób malowania liścia jest genialny.