W natłoku codzienności i z uwagi na to, że jest to tak strasznie oczywiste – bardzo łatwo nam o tym zapomnieć. Wymagamy od dzieci wiele, brak nam cierpliwości, łatwo wyprowadzić nas z równowagi.
Jakieś dwa lata temu opublikowałam wpis, który odbił się szerokim echem w internecie i na różnego rodzaju forach dla rodziców. Część biła mi brawo zgadzając się z moim zdaniem, inna część krzyczała, że przesadzam. Mowa oczywiście o tekście: “POPŁACZE I ZAŚNIE”. Kiedy pisałam ten tekst Kuba był jeszcze chłopcem, nadal karmiony piersią. Usypianie Kuby nie było zatem w tym czasie specjalnie trudne – przytulał się, pił mleko i zasypiał po kilku minutach. Pamiętam doskonale, że kiedy jednak odstawiłam Kubę od piersi – usypianie nie było już tak łatwe. Musiałam dość długo leżeć z nim w łóżku, głaskać go, przytulać. Mimo to, z dnia na dzień coraz trudniej było sprawić, by zasnął dość szybko. Wiecie, długie (kosmicznie długie) minuty spędzone na jego opowiadaniach, wydawaniu dziwnych odgłosów, przekręcaniu się z boku na bok. Kolejne długie minuty opowiadania bajek na dobranoc. I zazwyczaj zupełnie mi to nie przeszkadza – dziecko przecież musi wyciszyć się przed snem, co doskonale rozumiem – przecież nam dorosłym również czasem ciężko zasnąć, bo mimo późnej pory po prostu nie jesteśmy śpiący. Gorzej wyglądało to, kiedy nadchodziła północ, ja padałam na twarz, a Kuba nadal nie był śpiący i nie działało nic, a ja po prostu nie wiedziałam co z tym zrobić. Teraz na szczęście już wiem.
Niestety (a właściwie na szczęście!) nigdy nie zrozumiem podejścia niektórych rodziców do dzieci. Traktują je jak roboty – teraz masz zrobić to, teraz to, a za chwilę tamto i koniec. „Bo ja jestem rodzicem i ja decyduję!”, „Idziesz spać i ani słowa już!”. Na szczęście dziecko nie jest robotem, który po wciśnięciu odpowiedniego guzika natychmiast zasypia. Nie jest robotem, który po wciśnięciu innego natychmiast milknie i zajmuje się samym sobą, bądź grzecznie zjada cały obiad. Dziecko to człowiek. Mały, jeszcze nieodpowiedzialny, ale człowiek. Człowiek, który tak samo jak my dorośli – ma swoje potrzeby, swoje upodobania, swoje humory. I nigdy nie będzie chodził jak w zegarku.
Śpieszymy się, gonimy, rozdwajamy między pracą i domem. Chcemy, aby wszystko gotowe na już, na teraz, natychmiast.
Wściekamy się o błahe, totalnie czasem nieistotne rzeczy, które zdają się urastać do rangi światowego problemu. Zbyt wolno zjedzony obiad, źle ubrane buty, koszulka założona nie na tę stronę, co trzeba. Brudna od farb podłoga, rozrzucone po całym domu zabawki i skakanie po kałuży, kiedy się spieszymy. Zadawanie w kółko tego samego pytania, niechęć pójścia spać, marudzenie przy podaniu leku. Płakanie zbyt głośno, marudzenie za często. Czasem niewielka rzecz doprowadza nas do białej gorączki. A przecież to wszystko i tak mija w momencie, w którym dziecko przytula się do nas. Niczym działanie czarodziejskiej różdżki. I wtedy żałujemy tej złości, tych nerwów, czasem niepotrzebnie wypowiedzianych słów.
Owszem, to my jesteśmy rodzicami, ale nigdy nie możemy zapominać o potrzebach naszych dzieci. Nie możemy im umniejszać tylko dlatego, że wtedy jest nam wygodnie. To prawda – czasami można oszaleć od ciągłego krzyku i marudzenia dziecka, ale czy naprawdę chcielibyśmy mieć w domu totalnie posłuszne i totalnie niekreatywne dziecko? Takie, które wszystkie nasze polecenia wykonuje bez zająknięcia? Takie, które całe dnie zajmuje się samym sobą i kompletnie nas nie potrzebuje? Takie, które nigdy nie płacze, nie marudzi? JA DZIĘKUJĘ. Czasami kiedy jakimś cudem wyjdę gdzieś sama – słyszę, że kiedy mnie nie ma Kuba jest bardzo grzeczny i w ogóle nie marudzi, że zajmuje się sam sobą i grzecznie się bawi. A kiedy tylko wracam zaczyna marudzić i dokazywać. Na początku myślałam, że to ze mną jest coś nie tak. Teraz wiem, że po prostu przy mnie czuje się bezpiecznie i przy mnie może pokazać wszystkie emocje. Wie, że kiedy się popłacze to go przytulę. Wie, że kiedy będzie marudził to czasem i krzyknę. Po prostu wie, że przy mnie może. I to właściwie dar, a nie przekleństwo. To taka bezgraniczna nić zaufania.
Czasem dużo wymagamy od naszych dzieci – wiem to sama po sobie. Patrzę na mojego 5-letniego syna i myślę sobie, że skoro jest taki duży, to powinien wszystko potrafić zrobić sam. A przynajmniej prawie wszystko. I czasem wkurzam się, kiedy chce by zapalić mu światło od łazienki, kiedy ja akurat odpisuję na ważnego mejla. Innym razem wydaje mi się, że za często prosi mnie o pomoc, że powinien potrafić zająć się samym sobą na dużo dłużej. Czasem, kiedy mam dość krzyczę, czasem wychodzę, czasem zagryzam zęby i udaję, że nic się nie stało. Kiedy wspomnieniami wracamy do pierwszych tygodni, czy miesięcy życia naszych dzieci, a następnie patrzymy na to, jak „duże” są w tej chwili – to tak trudno pamiętać nam o tym, że…
To jeszcze małe dziecko. Mały człowiek. Nie robot.
Warto spojrzeć na cały ten pokręcony świat właśnie oczami naszych dzieci. Zauważyć, że odległość między jego rączką, kiedy stoi na palcach a pstryczkiem do zapalenia światła w łazience naprawdę jest spora – a w jego oczach, jeszcze większa. Ta kałuża pod blokiem naprawdę może stać się basenem, w którym dziecko skacze. A ten tor zbudowany na plaży naprawdę jest torem wyścigowym na pustyni.
W oczach naszego dziecka wszystko wygląda inaczej, wszystko jest większe, bardziej zaskakujące i interesujące. A my, rodzice – tak często o tym zapominamy.
Plaża i ten garaż, no odnalazłabym się w tym maksymalnie :)
Wpadaj! <3
Karolina, jesteś idealną Mamą. Bardzo mi przypadł do gustu ten artykuł. I wzruszył. Myślę identycznie.
Gosiu, nie ma mam idealnych, a jeśli nawet gdzieś są to uwierz, że do ideału bardzo mi daleko. ;)
Niestety, czasem tez tak mam. Bywam zabiegana, znerwicowana, zbyt wymagająca – choć usiłuję z tym walczyć i staram się mieć na uwadze, że przecież dziecko za mną nie nadąży i że nie o “nadążanie” w dzieciństwie chodzi.
Dokładnie! ;)
Jak Ty tam ten garaż zatargałaś? :) Przepiękne zdjęcia i cudny wpis <3
Nawet nie wspominaj… :D Lekko nie było! Haha.
To prawda, to co dla nas jest błahe, u nich czasem rośnie do wielkiej skali, ich problemy i potrzeby różnią się od naszych, ale są równie ważne i poważne. Długo się tego uczyłam, uczę czasami nadal – nikt nie jest nieomylny, jesteśmy tylko ludźmi, ale staram się każdy problem załatwiać tak, jakby był moim.
Tak to jest, myślimy że dziecko przy nas jest takie niegrzeczne, a tak na prawdę one odreagowują wszystko i są sobą.